piątek, 24 listopada 2017

Wind River (2017) - Taylor Sheridan




To taki ospały kryminał, ale w żadnym wypadku nużący zakalec. To bowiem przesycony sugestywną atmosferą, po pierwsze wciągający thriller rozgrywający się w surowych północnych warunkach, po drugie rasowy psychologiczny dramat, sprowadzony do esencji, porządny kawał dobrego bezpośredniego w produkcji, a bogatego w przeżycia kina. Mocna rzecz, dość wyraźnymi kontrastami kreowana – od wewnętrznych przeżyć, uzewnętrznionych emocji, poprzez rzeź która nie przynosi bohaterom ukojenia. Obraz przepełniony emocjami wśród których dominuje ból po stracie dziecka. Cierpienie namacalnie odczuwalne, którego czas nie jest w stanie usunąć. Historia może nieskomplikowana, ale posiadająca siłę oddziaływania - dojrzałe świadectwo, gdyż cierpienie przytłacza, kiedy nie ma się w nim doświadczenia.

P.S. „Mam dobrą i złą wiadomość. Zła jest taka, że już nigdy nie będziesz taki sam. Już zawsze będziesz odczuwał pustkę. Straciłeś córkę i już nic nigdy ci tego nie zastąpi. Dobra wiadomość jest taka, że gdy już to zaakceptujesz i pozwolisz sobie cierpieć, pozwolisz sobie aby odwiedzała cię w myślach. Będziesz pamiętał jej miłość i radość. Sęk w tym, że przed bólem nie uciekniesz. Jeśli to zrobisz, sam siebie okradniesz ze wspomnień o niej...”. Jeden monolog, a jako poruszająca wizytówka wystarczy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj