sobota, 3 lutego 2018

Nelyubov / Niemiłość (2017) - Andriej Zwiagincew




Cykl w świecie organizmów żywych się powtarza, coś się rodzi, by naturalnie z każdym dniem umierać. Dotyczy to równie silnie biologii jak i relacji społecznych, międzyludzkich stosunków opartych na wzajemności w zaspokajaniu potrzeb partnera interakcji. Zabiegać, żebrać o ich nasycenie, trwać w stanie permanentnego zapętlenia, w węźle splątanych nieporozumień, zaniechań i zaniedbań, po prostu błędów popełnianych często nieświadomie? Czy może uciec w poszukiwaniu miłości i zrozumienia łatwiejszą ścieżką, w kierunku związku nowego, relacji świeżej bez obciążeń? Zdaje się, iż zdecydowanie łatwiej uszyć nowe, niż stare reperować, łatać, cerować, zszywać tam gdzie przetarcia i popękania materiału, biorąc pod rozwagę, iż nieprzechodzone trwalsze się wydaje. Nowe życie, nowa rodzina, lecz czy nie te same błędy, ta sama droga w kierunku podobnej otchłani? Pytanie jest zasadne i jak domniemam po seansie Niemiłości stawiane obok kilku innych ważkich przez Zwiagincewa. Interpretacja trudna, nie oczywista tego co na ekranie, w sterylnie, bez tanich łzawy chwytów jest ukazane. Prolog z dwunastolatkiem łkającym w ukryciu, zagubionym w koszmarze fundowanym przez egoistycznych rodziców. Wprowadzenie do dramatu, precyzyjna, choć wymagająca skupienia charakterystyka głównych jego postaci. Odsłonięcie świata składającego się już tylko z ruin, systematycznie zrównywanego emocjonalnie z gruntem. Subtelna praca kamery, w dopracowanych ujęciach, z grą światła podkreślającego mrok i powagę sytuacji. Doskonała symbioza obrazu, muzyki i zagubionych uczuć w przeszywającej do szpiku kości treści. Ogromny ciężar gatunkowy, obciążenie przygniatające do gleby, miażdżące wnętrzności od środka, zaduszające ciśnieniem, kiedy schodzimy na życzenie reżysera coraz głębiej w rodzinną wielopłaszczyznową tragedię. Dalej zawiązanie akcji dramatu, moment kulminacyjny, zaostrzający perspektywę spojrzenia na dorosłość absolutnie bezradną wobec rozwijającej się, w pomyłkach z przeszłości zatopionej sytuacji. Wzajemne przepychanki, oskarżenia, w zewnętrznych aktach frustracji uwypuklenie win partnera, z jednoczesnym wypieraniem, tudzież podświadomym chronieniem przed obnażeniem w twardej skorupie własnych przewinień. Zwiagincew ostrożnie wątki rozwija, napięcie podskórne nie eksploduje, tylko w przeraźliwej pustce i ciszy narasta. W narracji wręcz czysto dokumentalnej, z przypisami na marginesie, które dostrzegalne wyłącznie dla widza bystrego i wrażliwego. Dając szerokie pole do interpretacji, poruszając właściwe struny w psychice dojrzałego widza, doświadczonego licznymi w związkach zakrętami. Mam przekonanie, iż Zwiagincew z przeszywającą precyzją zdiagnozował świat zwykłej rodziny, skupionej na egoistycznej realizacji własnych potrzeb kosztem wspólnoty i dusz najbliższych. 

P.S. "Niekochanym dzieciom wciąż chłodno, niekochane dzieci tulą misie...".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj