Uwielbiam filmowy styl
Paula Thomasa Andersona, jego hipnotyzujący sposób narracji, emocjonalną grę półsłówkami oraz doskonałą symbiozę
obrazu i muzyki. Każdorazowo przekonująco uzasadniony artystyczny szlif, merytoryczną perfekcję i
wreszcie inspirujący wpływ na aktorów jaki wywiera. Jego filmy intensywnie się
odczuwa, nimi się wręcz oddycha, one nieprawdopodobnie angażują i wpijają się w podświadomość,
pozostawiając widza na długo po zakończeniu projekcji w zadumie. Zrozumiałe są zatem moje uniesienia kiedy Phantom Tread okazał się wzorcowym przykładem drobiazgowego wypełnienia każdej przestrzeni dwugodzinnego dzieła powyższymi walorami. Ten kunsztowny obraz stanowi płynącą wolnym, lecz absolutnie nie monotonnym nurtem opowieść o cenionym projektancie mody, w którego uporządkowanym, pełnym codziennych rytuałów życiu pojawia się na jego własne
życzenie kolejna kobieta, która niespodziewanie wprowadza nie tylko zamęt
uczuciowy, ale przejmuje inicjatywę i kontrolę nad tym wydawałoby się silnym
osobowościowo mężczyzną. Trudna symbioza między bohaterami we frapującym odkrywaniu słabości partnera zostaje odnaleziona, oparta na
fundamencie różnicy podobieństw, a finalnie zręcznie komponowanej harmonii w kluczowym zaspokajaniu potrzeb partnera. Za pomocą środków niepospolitych i kontrowersyjnych, z pełnym namaszczenia pietyzmem dokonując bolesnej psychologicznej wiwisekcji. To z pewnością film absorbujący, lecz wyłącznie dla widza świadomego i gotowego na intelektualny wysiłek, bo jego konstrukcja jak i treść wymaga wnikliwej obserwacji i
analizy wszelkich niuansów. Stanowi arcydzieło w którym wyborna gra aktorska
pełna jest ukrytych znaczeń - w gestach, spojrzeniach, w mimice, w całym fascynującym teatrze wizji i fonii. W każdym z
ogromną pasją przygotowanym ujęciu, wypielęgnowanym kadrze, w wybornych
dialogach i symbolicznych zachowaniach postaci dramatu. W będących emocjonalnymi gejzerami scenach posiłków, w tych
fragmentach gdzie krawiectwo staje się czymś więcej niż tylko precyzyjnym rzemiosłem. We wszelkich wyrafinowanych inscenizacjach uchwyconych poetycko, w których ruch nabiera cech niemal metafizycznych. Z ekspresywną muzyką, wizualną estymą i werbalną finezją, jako doskonale zaaranżowanymi, integralnymi elementami wirtuozerskiej kompozycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz