Chociaż mam to odczucie, że w Kształcie wody dużo więcej pod
powierzchnią mąconej tafli, niż ostatnio w twórczości Guillermo del Toro
bywało, to i tak nie jest to absolutnie ten stopień błyskotliwości i przenikliwości,
jaki w Labiryncie Fauna mistrz kina niezwykle sugestywnie wizualnego zawarł. Emocjonalnie
to zupełnie inny, niższy poziom, bo kiedy ból, cierpienie Ofelii jak i wydarzenia w
kontekście historycznym dramatyczne i zintensyfikowane przez bezpośredniość i
surowość ekspozycji, ukazane zostały nadzwyczaj poruszająco w kontrastowej baśniowej oprawie, to tutaj przeżycia
płytsze i irytująco melodramatyczne, mimo iż temat przecież wartościowy.
Zupełnie inne to od strony ambicji podejście do filmowej materii. Rozczarowująco
zachowawcze, skrojone dla satysfakcji masowego odbiorcy, który oczekuje w
ładnym opakowaniu produktu niewymagającego zbytniego wysiłku intelektualnego,
ale niepozbawionego także moralnego drogowskazu i utożsamienia. Zaproponował więc del Toro bohaterów
względnie czarno-białych i niestety żonglerkę całą masą stereotypów, wokół
których męczące truizmy powciskane. Pod te w sumie niewyrafinowane intelektualnie gusta del Toro się podpina, spektakularną scenografią i urzekającym klimatem kamuflując ubogą filozofię. Mimo, iż obraz alegoriami stoi, to ich symbolika płaska. Chociaż sporo w nim brutalności, to chwilami po prostu w straszliwie żenującą dosłowność ona ubrana. Lata temu umieszczając w baśniowej konwencji świat sadystycznej dyktatury, przemawiał dosadniej i sugestywniej poprzez właśnie bogatą znaczeniowo i dogłębnie przeszywającą symbolikę alegoryczną.
Współcześnie jego kino to głównie rozrywka, tylko odrobinę ambicjami w treści
uzupełniona. Niby kino o czymś ważnym, ale bez uderzenia w te pokłady ludzkiej emocjonalności,
które rysy na duszy pozostawiają. Takie filmy na podobieństwo stylistyczno-designerskich
projektów a'la Tim Burton tworzy. Zbliżył się niebezpiecznie del Toro do formuły
i metody starszego kolegi po fachu i sporo z własnej tożsamości z początku kariery stracił. Nie napiszę że jestem totalnie zawiedziony, rozczarowany tylko
poniekąd, bo zasadniczo czuję, że przez wzgląd na ostatnie jego działania w branży, mogło być zdecydowanie gorzej. Mam wrażenie, iż
wychodząc nieco z kryzysu, otrzymując za sprawą Kształtu wody nagrody i
wyróżnienia, nie poszedł w tym kierunku jakiego bym oczekiwał. Laury zebrał,
zapewne kolejne jeszcze przed nim, ale one bardziej na kredyt w sensie całokształtu, niż
za dzieło namacalne przyznane. Gdzieś zapewne krytycy bardzo pragnęli zobaczyć w nim tego pasjonata,
który Labiryntem Fauna oczarował i za to ich własne myślenie życzeniowe punkty przyznali. Oby była to dla niego motywacja, a nie sygnał
potwierdzający właściwy kierunek, bo to nie jest jeszcze ten od kilku ładnych
lat z utęsknieniem, zapewne nie tylko przeze mnie wyczekiwany.
P.S. Niby pieje się z zachwytu dla aktorskich kreacji, ale
one przez prosty charakter postaci po prostu nietrudne do odtworzenia. Ja
przynajmniej doceniając pracę Sally Hawkins, Michaela Shannona, Michaela Stuhlbarga, Richarda Jenkinsa i Octavii Spencer, widzę ich, pamiętam ich przede wszystkim w
bardziej złożonych kreacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz