Zanim opasły, bezdyskusyjne w założeniach merytorycznie
bogaty tekst powstanie, zadaje sobie myślę zasadne pytanie. Czy aby nie obrażę
muzyków Tribulation, jeśli napiszę że ich nowego albumu słucha się dobrze,
sprowadzając jego zawartość do wyłącznie dość banalnej, chwytliwie metalowej
estetyki? Pytam, bo zakładam że to ambitni artyści i na Down Below zamieścić
nie chcieli wyłącznie muzyki łatwej i przyjemnej. Problem w tym tkwi właśnie,
że to krążek tak wymuskany iż aż przez tą perfekcję zwyczajnie mało autentyczny - zbytnio nawet brzmieniowo wypolerowany jak na stylistykę, jakby nie było agresywną. I chociaż brak ostrego pazura nie dodaje mu charakteru, to dzięki
fantastycznym aranżacjom profesjonalizmem bije od niego z daleka. Tym
zawodowym blaskiem płyta intensywnie oślepia i czy to sama muzyka doskonale,
niemalże w symfonicznej formule wymodelowana, czy okładka wyborna ocenie
zostanie poddana, to cudne to wszystko - urokliwe takie, w swej na szczęście
mocno mrocznej konwencji. Bo akurat kompozycje w szablonowej do bólu heavy
estetyce, z licznymi klasycznymi pomysłami kojarzącymi się z filmową muzyką poważną
(przyłapałem się podczas odsłuchów na dyrygowaniu :)) to pomost rozpostarty
pomiędzy Mercyful Fate, a Ghost Papy Emeritusa - z wizerunkiem scenicznym
kojarzonym z niewyszukanym gotyckim black metalem, spod znaku przykładowo
Cradle of Filth. Te przyjazne dla uszu harmonie, te gitarowe rozbudowane
solówki, te klawisze katedralne i obok nich ten warkot złowieszczy w trupim
anturażu. Tak jak pisałem przy okazji The Children of the Night, wokal topornie jednostajny to jedyny element, który w tej układance mnie się z resztą nie skleja.
Zresztą wiem, że jakby Johannes Andersson potrafił czysto śpiewać, to już by na Down Below
wszystko się idealnie kleiło. Tak, to ta nowa odsłona jest tylko i wyłącznie
bardzo sprawnie skrojoną, naturalnie konsekwentną próbą udoskonalenia metody
przyjętej przed trzema laty. Bardzo udaną nie zaprzeczę, kapitalnie gitarowym kunsztem
rzeźbioną, ale nie wnoszącą żadnego pierwiastka zaskoczenia. Co jest oczywiście
zarówno wadą, jak i zaletą. Zależy jaka para podmalowanych czernią oczu, na
Down Below spogląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz