S. Craig Zahler, czyli
nowa jakość i jeszcze względnie młoda wiekowo persona w amerykańskim kinie powraca
trzecim, a w zasadzie drugim swym filmem, który akurat odbija się głośniejszym echem w kinowym środowisku. Bone Tomahawk w 2015 roku nie przeszedł bez echa i chociaż jak na
moje gusta, pomimo wysokiej jakości warsztatowej był trochę więcej niż tylko odrobinę
zbyt nachalny, a nawet efekciarski eksponując krwawą rzeź w bezpośredniej formule,
to został przeze mnie zapamiętany i z ciekawością oczekiwałem kolejnego reżyserskiego
kroku w karierze Zehlera. Pierwsza istotna kwestia pisząc o Dragged Across
Concrete to fakt, że ja już dawno nie widziałem Mela Gibsona w ambitnej
produkcji, a właściwie jak sięgam wstecz pamięcią, to nie miałem okazji zobaczyć
go w jakimkolwiek filmie od ponad lat piętnastu. Wiem że może nie grał zbyt
intensywnie, ale w kilku typowych akcyjniakach się pojawiał, tyle że do tej
kategorii gatunkowej podchodzę z ogromną ostrożnością i akurat nic
do tytułów w rodzaju Furii, Dorwać Gringo i tym bardziej Niezniszczalnych prócz
nazwiska mojego bohatera sprzed wielu laty mnie nie przekonało. Stąd też jestem
cholernie zadowolony, iż Zahler wyciągnął Gibsona z aktorskiej zapaści i chociaż rola twardego policjanta jak ulał skrojona pod jego zawodowe emploi, to
tutaj postać ta wymagała czegoś więcej niż tylko szablonowego podejścia i mam satysfakcję napisać, że weteran Gibson nie sięgając mimo wszystko oscarowych szczytów zagrał naprawdę
przekonująco. Tym bardziej, że u jego boku kapitalnie formą błysnął Vince
Vaughn, idealnie dopasowując styl interpretacyjny do wymogów narracyjnych kina
Zehlera. Po drugie, a zasadniczo przede wszystkim Dragged Across Concrete, to w
świecie akcyjniaków film z głębokiego marginesu stylistycznego, bowiem
korzystania z klasycznej formuły zabili go i uciekł jest tu tyle, co kot
napłakał, a akcja ogranicza się do postawienia decydującego akcentu na
wiarygodne odzwierciedlenie brutalnej surowizny rzeczywistości mrocznego świata zbrodni.
Jedyną bardziej urozmaiconą stroną wolnej i metodycznej narracji są
wycyzelowane dialogi, które dodają mozolnie rozwijającej się fabule kapitalnego
posmaku sadystycznego sarkazmu i cynizmu. Obok precyzyjnie skonstruowanych
i wiarygodnie umotywowanych postaci oraz drobiazgowo rozpisanego i nieprzekombinowanego scenariusza, którego realizacja w sensie zbudowania wyjątkowo przygnębiającej
strony wizualnej (długie sceny, paleta barw), stanowią one strategiczny
walor obrazu. Filmu, który jak myślę należy odbierać jako głos inspirujący do myślenia, szczególnie właśnie w kategoriach etycznych, mimo iż żadnej nachalnej moralizatorki
w nim nie uświadczmy. Obrazu jak domniemam starannie przemyślanego w fazie przedprodukcji i jak już mam pewność z intrygującym pomysłem doskonale przeniesionym na ekran. Podkreślam jednakże, iż nie jest to
film dla tych, co w filmach sensacyjnych poszukują wyłącznie atrakcyjnej pod
względem tempa akcji, jako że ona wyłącznie tłem dla mocnego psychologicznego dramatu i przez ten fakt zupełnie
nie zawierająca w sobie nawet grama rozrywkowego potencjału. Mimo tego obraz to kompleksowo ekscytujący i podczas seansu siedzi się jak na jakiejś minie, zastanawiając się czy jakby
człowiek odszedł na chwilę sprzed ekranu, to czy wtedy nie zadziałoby się
akurat coś kluczowego, co akurat niekoniecznie w sensie rozwoju akcji, ale
zawartego w nim symbolicznego argumentu nie wpłynęłoby na zrozumienie istoty
zawartego w nim przesłania. Ot, taki to w tej ospałej narracji przemycony został myk przebiegły. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz