środa, 8 maja 2019

Loro / Oni (2018) - Paolo Sorrentino




Chwilę poślizgu zaliczyłem zanim najnowszą odsłonę reżyserskiego geniuszu Paolo Sorrentino poznałem. Nie czułem się wówczas, te kilka miesięcy wstecz na siłach, aby grubo ponad dwugodzinny film przyjąć na klatę i podołać zadaniu precyzyjnego odczytania rozbudowanej treści wymagającej pełnego skupienia. Teraz już widzę to, co przypuszczać mi tylko wtedy było dane, iż podobnie jak w przypadku Wielkiego piękna odleciał Sorrentino w teledyskowych ujęciach, pełnych wyrazistej ferii barw i na pierwszy plan wysuniętego blichtru wszelkiego. Szczególnie bezwzględnie podporządkowane jest pierwsze kilkadziesiąt minut seansu estetyce luźnej teledyskowej fantazji – momentami niejasnej, czy wręcz chaotycznej. A ja lubię, kiedy Sorrentino jest dosadny w bardziej refleksyjnej niż szokującej pozie, gdy własną ambicję intelektualną ubiera w mniej jaskrawe ciuszki. Dlatego też wbrew programowej linii zawodowej krytyki Wszystkie odloty Cheyenne'a i Młodość to moi faworyci, a wielokrotnie nagradzane Wielkie piękno nie zdobyło w moich oczach takiego uznania jak u przedstawicieli bardziej wysublimowanych gustów. Sorrentino na starcie fabułę traktuje ze sporym dystansem, natomiast atrakcyjną dla oka stronę wizualną z nadmierną atencją, stąd pozornie scenariusz nie wydaje się najważniejszy, choć stwierdzenie, że nie ma on większego znaczenia li tylko konstytutywne, byłoby całkowicie chybione i dla takiego intelektualnym artyzmem kierowanego twórcy jak Sorrentino zaiste prowokacyjnym policzkiem. Chodzi oczywiście o świadomy zabieg, którego celem jest przekazanie idei za pośrednictwem całej gamy symbolicznych środków stylistycznych w postaci między innymi licznych alegorii i metafor, a prócz nich także właśnie przerysowanych, wręcz groteskowych wizualizacji. Muzyka wyznacza tempo, pulsujące światła dodają intensywności, a ruch półnagich ciał dopełnia obrazu zatracenia w pustej euforii. Pieniądze, władza to atrybuty króla życia - seksownych kobiet wianuszek i banda żałosnych pochlebców wokół niego jako przymiot korzystania z pozycji i przywilejów. On i oni, czyli Pan i władca oraz elita, kasta najwyższa poddana przez Sorrentino precyzyjnej wiwisekcji, w formule celnej satyry, która po początkowym zachłyśnięciu się kiczem pięknie ewoluuje w niejednoznaczną, lecz z pewnością uwodzicielską melancholijną przypowieść o współczesnym człowieku sukcesu. W niej kilka scen to prawdziwe perełki o nieprawdopodobnie sugestywnym obliczu, ze szczególnym znaczeniem dwóch dialogów charyzmatycznego głównego bohatera ukazujących awers i rewers tej samej maski, której właściwie nie zdejmuje - bowiem brak takiej konieczności.

P.S. Tak, tak - wiem! Prawie zapomniałem wspomnieć o genialnym Toni Servillo z tym wklejonym jak u Jokera wymownym uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj