wtorek, 28 maja 2019

Summer of 84 / Lato 84 (2018) - François Simard, Anouk Whissell, Yoann-Karl Whissell




Uwaga dorastający w latach osiemdziesiątych, nieco starsi ode mnie siostro i bracie! Jeśli poszukujecie w kinie nostalgicznej przygody, to mam ja dla was teraz rekomendacje znakomitą, więc nawet przez moment nie powinniście zwlekać z odszukaniem w sieci produkcji studia Brightlight Pictures wyreżyserowanej wspólnymi siłami przez trzech względnie młodych i w dodatku chyba mało znanych w wielkim filmowym środowisku artystów. Z takim talentem do odtwarzania rozrywkowego ejtisowego kina wróżę im przynajmniej przez chwilę pracowitą przyszłość, szczególnie że hajp na tego rodzaju sentymentalizm jest obecnie dość spory, więc i zapotrzebowanie wzrasta. Tercet ten zrobił bowiem świetne, choć przecież archaiczne dzisiaj kino - kino wprost nawiązujące do hollywoodzkich klimatów sprzed ponad trzydziestu lat, łączące między innymi urzekającą atmosferę beztroskiej chłopięcej młodości (bmx-y, świerszczyki :)) z przygodą, zagadką i wreszcie wartościową puentą. Posiłkując się synth-popową muzyką, malowniczą scenografią i magicznym sentymentalnym spojrzeniem na familijne ejtisowej produkcje, François, Anouk i Yoann-Karl powiązali  je z brutalnym kinem spod znaku mainstreamowego slashera, w dodatku przemycając w treści również piękne prawdy o dziecięcej wrażliwości i spojrzeniu z tej właśnie perspektywy na dorastanie. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś zdecydował się zrobić taki film i jak donoszą fani serialowi nikt tego nie robił przez wiele lat, aż do teraz właśnie poza twórcami popularnego Stranger Things. Moje akurat (człowieka totalnie w serialowej nawałnicy zagubionego) współczesne skojarzenia powędrowały w stronę Nostalgii anioła Petera Jacksona i chociaż to nie to samo w skali 1:1, ale dostrzegam pewne znaczące podobieństwa chociażby w przyjętej formule narracji, czy te najbardziej wyraźne w kwestii skonfrontowania bezpośredniej brutalności rzeczywistości z dziecięcą naiwnością. W kategorii współcześnie nakręconej hybrydy kina familijnego, przygodowego kryminału i dreszczowca Lato 84 to mój faworyt. Rozrywka jak się patrzy, której lata temu w filmowym biznesie było zatrzęsienie, a dzisiaj powraca ona jeszcze dość nieśmiało korzystając z oczywistych szablonów, gdzie w obsadzie królują uroczo fajtłapowaty grubas, bystry patyczakowaty wrażliwiec, prymus w okularach, przystojny mroczny buntownik i nieco starsza od nich królowa szkolnego balu. Kapitalny casting i doskonała robota speców od charakteryzacji, poza tym wizualna uczta (światło-cienie) i proste, prawdziwe emocje. Masło orzechowe, dżem i chleb tostowy, a wszystko obficie popite mlekiem z kartonu, czyli kwintesencja beztroskiej Ameryki z przedmieść lat osiemdziesiątych. Wspaniała nostalgiczna przygoda, jednak oczywiście tylko dla tych, którzy w pamięci obrazy podobne do Goonies przechowują i tęsknią do dzieciństwa pełnego wyobraźni w czasach walky talky, czyli zdecydowanie erze przed smartfonowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj