Nie bardzo się orientuje, czy od dawna Foals na scenie funkcjonuje jako gwiazda alternatywy, tudzież inaczej pośród rockowego mainstreamu jest spostrzegana jako ta ambitna twarz popularnej sceny? Czy może dopiero za sprawą pierwszej części dyptyku Everything Not Saved Will Be Lost stał się jednym z jej liderów? Widzę jednak wyraźnie, iż ma nie tylko spore grono fanów pośród miłośników eklektycznego rocka, ale co dla popularności i wysokiego statusu najistotniejsze bardzo sprzyja im profesjonalna krytyka, bowiem napotkane recenzje dziennikarzy oscylują wyłącznie wokół ocen najwyższych. Nie wypada zatem aby taką grupę zignorować, a więcej to nawet w takiej sytuacji z obowiązku należy się zapoznać z jej muzyczną propozycją. :) Nie robię tego jednak wyłącznie z obowiązku, a przede wszystkich moje zainteresowanie oparte zostaje o fakt, iż poprzedni album formacji przez chwile kręcił się w moim odtwarzaczu i mimo, iż Foals wraz z nim nie przebili się do mojego osobistego topu, to jednak zostali zapamiętani, a nazwa teraz ponownie wraz z nowym krążkiem wkraczając w przestrzeń medialną nie była mi obca. Pamiętam zawartość What Went Down całkiem nieźle, ale aby być w kilku procentach więcej wiarygodny, to tuż po kilku odsłuchach bieżącego albumu zrobiłem jego odświeżające przesłuchanie i teraz słyszę już dokładnie co pomiędzy obydwiema płytami w sensie muzycznym w Foals się zmieniło. Co najważniejsze i w pierwszej kolejności się narzuca, to prawie kompletne odrzucenie riffów na rzecz rozbudowanej syntezatorowej elektroniki i zaniechanie gwałtowniejszego traktowania wioseł. Obecnie produkt Foals to swoista hybryda niemal tanecznego pulsu w duchu ejtisowego synth-popu i psychodelii kojarzonej ze współczesnymi albumami legendy Radiohead. Jest w nim zarówno sporo energetycznego zacięcia, nienachalnej aczkolwiek mocno klejącej się do ucha chwytliwości, jak i rozbudowanej refleksji oraz melancholijnego klimatu o progresywnych konotacjach. Ponadto warstwa liryczna nie jest jak na standardy quasi romantycznej elektroniki banalna, lecz odnosi się do istotnych problemów cywilizacyjnych w (jak tematyka sama narzuca) dość przygnębiającej formule. To jest zaskakujące, iż kompozycje przebojowe i radosne brzmieniowo niosą ze sobą dołująca wizję świata. Tak jakby to co systematycznie niszczymy nie było już do uratowania, więc póki jeszcze jest czas to weselmy się zamiast kończyć w depresji. Zaiste (jeśli trafnie zrozumiałem przesłanie zawarte w tłumaczeniach tekstów), to pod względem lirycznym krążek ten jest całkiem ciekawie zaserwowaną przekorą, dźwiękowo zaś równie intrygującym sposobem na przekonanie nieprzekonanych lub nawet z góry nastawionych negatywnie, że alternatywa nie musi być sprowadzona do nadętego tworzenia przekombinowanych dziwactw kosztem uroczej piosenkowości. Nawet jeśli nie zatapiam się codziennie w kompozycjach z tego wartościowego krążka i pewnie nadal Foals ze względu na przynależność gatunkową nie wzbudzi we mnie długotrwałej fascynacji, to z przyjemnością będę do niego sporadycznie powracał i czekał na drugą jego odsłonę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz