poniedziałek, 1 lipca 2019

3:10 to Yuma / 3:10 do Yumy (2007) - James Mangold




James Mangold jak pośpiesznie dla potrzeb wstępu do tekstu w tytułach sygnowanych jego nazwiskiem poszperać, to reżyser zdecydowanie uniwersalny. Próbował sił niemal w każdym gatunku nie wyłączając komedii romantycznej, a unikając chyba tylko telewizyjnego kina familijnego. Podołał człowiek trudnościom każdego z nich, ale mnie akurat zapadł w pamięć przez fakt, że przede wszystkim na starcie swojej kariery zrobił genialny dramat policyjny z niezapomnianą i daleką od sztampy rolą Sylvestra Stallone (Cop Land), poruszającą biografię Johnny’ego Casha (Walk the Line) z równie kapitalnym Joaquinem Phoenixem, ponadto wyśmienitą psychologiczną dramę (Girl, Interrupted), w której duet Angelina Jolie, Winona Ryder wyszedł poza do bólu przewidywalną dla nich skalę jakościową. Wreszcie (co stanowi meritum tego pismaczenia ;)) zmierzył się z klasyką westernu przygotowując remake 3:10 do Yumy. Absolutnie nie poległ na tym klasycznym polu, choć pomysł był wymagający i kierowany zapewne gigantyczną ambicją, możliwe tez że ognistym młodzieńczym sentymentem. Doskonale dobrał aktorski plan, zarówno ten pierwszy jak i drugi, na czele ze śmietanką hollywoodzką z od lat już na topie będącymi Christianem Balem i Russellem Crowe, oraz wówczas dopiero budującym swoją dzisiejszą markę Benem Fosterem. W roli czarnego charakteru, w osobie Charliego Prince’a Foster wypadł przerażająco autentycznie, stając się przynajmniej w moim osobistym rankingu jednym z najbardziej wyrazistych ekranowych psychopatów/złoczyńców wszechczasów. Co szczególnie istotne w sztuce tworzenia nowego z doskonale znanych komponentów w obszarze jednej historii, Mangold nie nakręcił bezmyślnej kopii dość kameralnego pierwowzoru, tylko opowiedział tą samą historię po swojemu używając z umiarem współczesnego języka kina, równocześnie z koniecznym szacunkiem i odwoływaniem się do westernowej tradycji. Z pewnością w jego ujęciu historia nabrała zdecydowanie większej dynamiki (strzelaniny, pościgi, budowanie napięcia), ale też wymiar psychologiczny nie został po drodze zagubiony odciskając swój ślad przede wszystkim w doskonale napisanych postaciach i ich często zaskakujących relacjach. Nie ma tutaj jednoznacznej oceny postaw bohaterów, czarno białego szablonu zachowań i oczywistego wymiaru zachodzących w nich procesów poznawczych i decyzyjnych. To walor znaczący, iż w zasadzie prosty scenariusz z zawiłymi rysami psychologicznymi kluczowych postaci, nie przesiąkł dzięki temu prostemu zabiegowi oczywistościami. Tutaj wyrazisty scenariusz opiera się na klasycznych fundamentach, ale bohaterowie i ich konstrukcje etyczno-moralne, to wyższa szkoła jazdy i najwyższa jakość warsztatowa. Dzięki ich złożonej strukturze wzorcowa ballada o starciu pomiędzy ludźmi z odmiennych stron barykady, o znakomicie innych doświadczeniach życiowych i życiowych imperatywach stała się poruszającym dziełem rozpatrywanym nie tylko przez pryzmat podobieństwa do oryginału, a w zasadzie zaczęła żyć w świadomości miłośników kina, jako w tej kategorii gatunkowej względnie nowe, a z pewnością niebanalne doświadczenie. Przynajmniej moja wiedza, wiedza w kwestii tradycji westernu mocno opierająca się na względnej współczesności pozwala mi ten "remake" stawiać pośród najwybitniejszych osiągnięć gatunku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj