James Mangold jak
pośpiesznie dla potrzeb wstępu do tekstu w tytułach sygnowanych jego nazwiskiem poszperać, to reżyser
zdecydowanie uniwersalny. Próbował sił niemal w każdym gatunku nie wyłączając
komedii romantycznej, a unikając chyba tylko telewizyjnego kina familijnego.
Podołał człowiek trudnościom każdego z nich, ale mnie akurat zapadł w pamięć
przez fakt, że przede wszystkim na starcie swojej kariery zrobił genialny dramat policyjny z
niezapomnianą i daleką od sztampy rolą Sylvestra Stallone (Cop Land),
poruszającą biografię Johnny’ego Casha (Walk the Line) z równie kapitalnym
Joaquinem Phoenixem, ponadto wyśmienitą psychologiczną dramę (Girl,
Interrupted), w której duet Angelina Jolie, Winona Ryder wyszedł poza do bólu przewidywalną dla nich skalę jakościową. Wreszcie (co stanowi meritum tego pismaczenia ;)) zmierzył się z klasyką westernu przygotowując remake 3:10 do Yumy. Absolutnie nie poległ na tym
klasycznym polu, choć pomysł był wymagający i kierowany zapewne gigantyczną ambicją, możliwe tez że ognistym młodzieńczym sentymentem. Doskonale dobrał aktorski plan,
zarówno ten pierwszy jak i drugi, na czele ze śmietanką hollywoodzką z od lat
już na topie będącymi Christianem Bale’m i Russellem Crowe, oraz wówczas dopiero budującym swoją dzisiejszą
markę Benem Fosterem. W roli czarnego charakteru, w osobie Charliego Prince’a Foster wypadł
przerażająco autentycznie, stając się przynajmniej w moim osobistym rankingu
jednym z najbardziej wyrazistych ekranowych psychopatów/złoczyńców wszechczasów. Co
szczególnie istotne w sztuce tworzenia nowego z doskonale znanych komponentów w
obszarze jednej historii, Mangold nie nakręcił bezmyślnej kopii dość
kameralnego pierwowzoru, tylko opowiedział tą samą historię po swojemu używając
z umiarem współczesnego języka kina, równocześnie z koniecznym szacunkiem i
odwoływaniem się do westernowej tradycji. Z pewnością w jego ujęciu historia
nabrała zdecydowanie większej dynamiki (strzelaniny, pościgi, budowanie
napięcia), ale też wymiar psychologiczny nie został po drodze zagubiony
odciskając swój ślad przede wszystkim w doskonale napisanych postaciach i ich często zaskakujących relacjach. Nie
ma tutaj jednoznacznej oceny postaw bohaterów, czarno białego szablonu zachowań
i oczywistego wymiaru zachodzących w nich procesów poznawczych i decyzyjnych.
To walor znaczący, iż w zasadzie prosty scenariusz z zawiłymi rysami psychologicznymi kluczowych postaci, nie przesiąkł dzięki temu prostemu zabiegowi oczywistościami. Tutaj wyrazisty
scenariusz opiera się na klasycznych fundamentach, ale bohaterowie i ich
konstrukcje etyczno-moralne, to wyższa szkoła jazdy i najwyższa jakość
warsztatowa. Dzięki ich złożonej strukturze wzorcowa ballada o starciu pomiędzy
ludźmi z odmiennych stron barykady, o znakomicie innych doświadczeniach
życiowych i życiowych imperatywach stała się poruszającym dziełem rozpatrywanym
nie tylko przez pryzmat podobieństwa do oryginału, a w zasadzie zaczęła żyć w świadomości miłośników
kina, jako w tej kategorii gatunkowej względnie nowe, a z pewnością niebanalne
doświadczenie. Przynajmniej moja wiedza, wiedza w kwestii tradycji westernu mocno opierająca się na względnej współczesności pozwala mi ten "remake" stawiać pośród najwybitniejszych osiągnięć gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz