Tak z perspektywy
więcej niż chwili od momentu, kiedy po wielu latach na nowo seans z Casualties of War odbyłem, zadaje sobie pewnie bez większego dla aktywowanych emocji znaczenia pytanie. Czy to była swego
rodzaju odpowiedź De Palmy na genialny Pluton Olivera Stone'a? Jest bowiem w niewątpliwie
równie poruszających Ofiarach wojny sporo podobieństw, zaczynając od
uniwersalnego dla sytuacji umieszczenia w centrum narracyjnym młodego mało
świadomego chłopaka, rzuconego w sam środek wojennego koszmaru, po czysto antywojenną
wymowę dzieła. Film zaczyna się bez zbędnych rozbudowanych wstępów i legendy na prędko postaciom skleconej, od sceny, która z miejsca przenosi nas do czasu i miejsca
właściwej akcji. Ujęcia kamery właściwie są takie jakich można się od zawsze po stylu De Palmy
spodziewać - pomimo to charakterystycznych dla ręki reżysera ekspozycji
postaci jest mniej, bo może konwencja wymagała większej ostrożności w wykorzystywaniu tychże podręcznikowych pomysłów. I chociaż poza samą treścią z miejsca uderzającą w wrażliwość, to zdjęcia wraz z muzyką Ennio Morricone
stanowią największy atut obrazu De Palmy, to wstydem byłoby niezauważenie
jednorazowo względnie skutecznej próby zrzucenia z siebie przez Michaela J.
Foxa łatki aktora jednej kultowej dla kina rozrywkowego roli oraz
niedostrzeżenie potencjału jaki tkwił już wtedy w zaledwie dwudziestodziewięcioletnim
Pennie, jak i wreszcie niewychwalenie niestety jak się okazuje niespełnionego w
wielkim i ambitnym kinie Dona Harvey’a. Dobre aktorstwo i poruszająca historia
opowiedziana z wyczuciem materii i szacunkiem dla formy, która naturalnej dla kina
głębokich emocji egzaltacji nie sprowadziła do tandetnej manieryczności, mimo
że momentami balansowała na granicy prześladujących mnie wątpliwości. Finalnie
jednak w moim subiektywnym odczuciu jej nie przekroczyła, a ukazała autentycznie
potworną wojenną rzeczywistość, z zatraceniem człowieczeństwa wyeksponowanym w
pierwszym rzędzie, zarówno w mikro skali jednej żołnierskiej drużyny jak i skali makro, w znaczeniu zdyscyplinowanego zamiatania pod dywan okrucieństw przez dowództwo.
Młodzi, kompletnie niedojrzali żołnierze w obliczu permanentnego stresu, napięcia
i strachu przed śmiercią, w przekonaniu, że przetrwać mogą wyłącznie bardziej zdeterminowani (więc
my was zabijemy, albo wy nas życia pozbawicie), z wdrukowaną teoretycznie i
potwierdzoną w praktyce codziennego obcowania z zajadłością, bezkarnością w obliczu prawa i nienawiścią do wroga, odbierającą mu atrybuty istoty czującej. W
wymiarze pragmatycznym czyste barbarzyństwo, w sensie obłędu wojennej pożogi i
całkowitej kapitulacji wartości, na rzecz moralnego upadku. Instynkty w roli
głównej, siła przemocy i argument siły. Niska świadomość podłego czynu i
usprawiedliwiająca rola okoliczności. Ale jednocześnie i nadzieja w totalnym
zdziczeniu zwykłych ludzi funkcjonujących przez moment w
niezwykłych uwarunkowaniach, niczym głos prawdziwej odwagi z ciała o jeszcze nieprzetrąconym
kręgosłupie moralnym. Skądinąd też w poruszającym scenariuszu opartym na
autentycznych relacjach świadków jedna fundamentalna i niepodważalna prawda – w
konfliktach zbrojnych nie ma zwycięzców i przegranych, są wyłącznie ich ofiary. Ofiary wojny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz