To wzorcowy przykład
filmowej biografii przygotowanej podług koncepcji modelowo bezpiecznej - w takiej
formule zrealizowany by nawet odrobinę nie wyjść poza szlachetną, aczkolwiek
strasznie oklepaną poprawność. Mimo tej niewątpliwie istotnej słabości, to
obraz całkiem ciekawy merytorycznie, chociaż ekspresowo przelatuje przez archiwalia
nieco przytłaczając prawniczą gadką. Historia oparta na faktach i mocno
inspirująca, bez większych mielizn ukazana, lecz i pozbawiona dramaturgii
której potencjał nieco zwiększyłby siłę oddziaływania, gdyby właśnie choć odrobinę
uciekł od typowej sztywnej schematyczności. Ponadto też z przyciężkawą dawką drętwego patosu i
dodatkowej ckliwości postrzeganej zapewne przez reżyserkę jako skutecznie oddziałującej
na przeciętnego widza. W tym zakładam oddającym rzeczywistość obrazie Sędzia Ruth Bader Ginsburg to ambitna babka, nieco może zbyt spięta i większej finezji pozbawiona, ale i
tak skutecznie przecierająca szlaki w środowisku prawniczym, w czasach kiedy profesja
ta była męską domeną, a prestiżowe uczelnie dopiero mocno z dystansem otwierały
się na płeć kobiecą. Z pasją realizująca się w trudnej drodze, płynąc żwawo pod
prąd i swoją pasją zarażając nie tylko buntowniczki ale ku zaskoczeniu także
tradycjonalistki, ponadto postępowych mężczyzn i konserwatywnych super samców (akurat
ostatnim przykładem oczywiście pozwalam sobie na żart :)). Gwoli ścisłości
dodam, że pochód ku spełnieniu zawodowemu w przypadku Ruth Bader Ginsburg kończy się w roku
1993 kiedy zostaje zaprzysiężona jako Sędzia Sądu Najwyższego, stając się tym
samym jedną z najbardziej wpływowych i zasłużonych prawniczek w historii Stanów
Zjednoczonych. Film został zrealizowany przez kobietę, co w sposobie eksponowania
emocji i wrażliwości jest szczególnie wyczuwalne, jednak brak mu nawet krztyny wcześniej
akcentowanej świeżości, polotu i czaru charyzmy, który by dopomógł podbić serca
nie tylko widza ceniącego zwłaszcza przywiązanie do tradycyjnego uroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz