poniedziałek, 15 lipca 2019

The Highwaymen (2019) - John Lee Hancock




Rewers legendarnej historii Bonnie Parker i Clyde’a Barrowa, nakręcony dla Netflixa przez istotnie przywiązanego do tradycji klasycznego kina Johna Lee Hancocka. W obsadzie z dwoma już mocno dojrzałymi (absolutnie nie mógłbym napisać zgredziałymi!) gwiazdami amerykańskiej fabryki snów. Kevin Costner i Woody Harrelson na odpowiednim miejscu, w rolach facetów z przyrodzeniem z granitu, dokładnie pisząc zahartowanych w boju emerytowanych strażników Teksasu, o których jak donoszą archiwa przypomniano sobie w roku 1934, gdy ówczesne nowoczesne metody śledcze zawiodły, a krwawe żniwo rajdu Bonnie i Clyde’a przybrało rozmiary kompromitujące polityków odpowiedzialnych za wymiar ścigania. Nowoczesne metody śledcze, czyli namierzanie, radio i podsłuchy, wyedukowani, teoretycznie otrzaskani agenci federalni vs. przestarzałe metody, a głównie intuicja, doświadczenie, spryt i brak patyczkowania się - żadnej taryfy ulgowej. To poniekąd western (takie przez cały seans odnosiłem wrażenie) tyle, że w okolicznościach czasu, kiedy po rewolwerowcach zostało tylko wspomnienie, a miejsce dzikich band zajęła może i jeszcze krwawsza gangsterka. W miejsce karych, gniadych, siwych wierzchowców przyszła rewolucja motoryzacyjna, Fordy roczniki dwudzieste i trzydzieste, a sama Ameryka stała się dzikim zachodem nie dla  samych złoczyńców z wyboru, ale także farbowanych lisów - bankierów i skorumpowanych polityków. Mnie The Highwaymen zdecydowanie kupił, choć nie oczekiwałem szczególnie wiele, to otrzymałem tyle by w zupełności wystarczyło. :) Skradł przez ponad dwie godziny moje męskie serducho, gdyż między innymi skrzył się dosadnym sarkastycznym dowcipem w postaci kozackich tekstów, a odpowiedzialni za casting kapitalnie przede wszystkim dinozaurów obsadzili - bardzo autentycznego w tej pozie twardziela Costnera i genialnego jak zwykle, bez względu na rodzaj roli Harrelsona. Ponadto co równie decydujące, wymiar dramatyczny ze strategicznym nostalgicznym usposobieniem zaadaptowany do potrzeb fabularnej historii, to rodzaj tej jedynej przeze mnie akceptowanej moralizatorskiej kalki, jakiej swego czasu Clint Eastwood w przypadku genialnego Bez Przebaczenia użył. Z tym jednako jednym istotnym zastrzeżeniem, że William Munny i Ned Logan jako wyjęci spod prawa życia pozbawiali, a Frank Hamer i Maney Gault posiadali na to formalne przyzwolenie jako strażnicy – ostatni sprawiedliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj