Rewers legendarnej
historii Bonnie Parker i Clyde’a Barrowa, nakręcony dla Netflixa przez istotnie przywiązanego
do tradycji klasycznego kina Johna Lee Hancocka. W obsadzie z dwoma już mocno
dojrzałymi (absolutnie nie mógłbym napisać zgredziałymi!) gwiazdami
amerykańskiej fabryki snów. Kevin Costner i Woody Harrelson na odpowiednim
miejscu, w rolach facetów z przyrodzeniem z granitu, dokładnie pisząc zahartowanych w boju emerytowanych strażników Teksasu, o których jak donoszą
archiwa przypomniano sobie w roku 1934, gdy ówczesne nowoczesne metody śledcze
zawiodły, a krwawe żniwo rajdu Bonnie i Clyde’a przybrało rozmiary
kompromitujące polityków odpowiedzialnych za wymiar ścigania. Nowoczesne metody
śledcze, czyli namierzanie, radio i podsłuchy, wyedukowani, teoretycznie otrzaskani agenci federalni vs. przestarzałe metody,
a głównie intuicja, doświadczenie, spryt i brak patyczkowania się - żadnej
taryfy ulgowej. To poniekąd western (takie przez cały seans odnosiłem wrażenie)
tyle, że w okolicznościach czasu, kiedy po rewolwerowcach zostało tylko
wspomnienie, a miejsce dzikich band zajęła może i jeszcze krwawsza gangsterka.
W miejsce karych, gniadych, siwych wierzchowców przyszła rewolucja motoryzacyjna, Fordy roczniki
dwudzieste i trzydzieste, a sama Ameryka stała się dzikim zachodem nie dla samych złoczyńców z wyboru, ale także farbowanych lisów - bankierów i skorumpowanych polityków. Mnie The Highwaymen
zdecydowanie kupił, choć nie oczekiwałem szczególnie wiele, to otrzymałem tyle by w zupełności wystarczyło. :) Skradł przez ponad
dwie godziny moje męskie serducho, gdyż między innymi skrzył się dosadnym sarkastycznym dowcipem w postaci kozackich tekstów, a odpowiedzialni za casting kapitalnie przede
wszystkim dinozaurów obsadzili - bardzo autentycznego w tej pozie twardziela
Costnera i genialnego jak zwykle, bez względu na rodzaj roli Harrelsona. Ponadto co równie decydujące, wymiar dramatyczny ze strategicznym nostalgicznym usposobieniem zaadaptowany do potrzeb fabularnej historii, to rodzaj tej jedynej przeze mnie akceptowanej moralizatorskiej kalki, jakiej swego czasu Clint Eastwood w przypadku genialnego Bez Przebaczenia użył. Z tym jednako jednym istotnym zastrzeżeniem, że William Munny i Ned Logan jako
wyjęci spod prawa życia pozbawiali, a Frank Hamer i Maney Gault posiadali na to formalne przyzwolenie jako strażnicy – ostatni sprawiedliwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz