Już dawno zarzuciełm próby nadążania za pomysłami powiązanymi z nowymi kapelami, jakimi niewątpliwie tryska starszy z braci Cavalera. Ktoś mógłby go nazwać pracoholikiem, ktoś inny może śmiało ferować diagnozy, że ta nadaktywność świadczy iż coś z nim nie do końca jest ok, a jeszcze ktoś inny nie bez przyczyny odważyć się na przekonanie, iż tym sposobem zamiast dostawać co dwa/trzy lata jeden/dwa albumy kompletne, to dostajemy z obozów Maxa często półprodukty, nie do końca spełniające oczekiwania, a tylko z rzadka (i to kiedy ma naprawdę klasowych współpracowników) krąąki jakościowo "hi-endowe". Teraz akurat Max promuje Go Ahead And Die i jest to kapela stworzona z własnym synem - tym razem chyba tym młodszym (starszy młody bębni aktualnie w Soulfly). Synem udzielającym się w tym tercecie na basie - tercecie uzupełnionym perkusistą Zachem Colemanem. Stąd od pierwszych informacji o nowym szyldzie nie kipiałem entuzjazmem i byłem zwyczajnie absolutnie pozbawiony większych oczekiwań. Tak jak zakładałem, powstał krążek tylko poprawny, może z kilkoma bardzo fajnymi fragmentami. Album o thrash-core'owej charakterystyce z deathowymi inklinacjami - z motorycznym napędem i brudnym, dość prymitywnym brzmieniem. Krążek który to postawiony obok klasyków gatunku nie przynosi wstydu, ale też w bezpośredniej konfrontacji (nie posiadając oczywiście wysokiego statusu latami budowanego) nie jest w stanie im podskoczyć. Mówi się o inspiracjach Carcass i Napalm Death, ale chyba więcej w tym surowym graniu jednak podbitego punkiem thrashu, niż akurat brutalnego death metalu czy tym bardziej miażdżącego grindu. Nie stwierdzę po kilku zaledwie odsłuchach że ogólnie po co? Nie napiszę też tym bardziej że bez sensu. Przyjmuje debiut Go Ahead And Die z przekonaniem że jak Max lubi to niech sobie pisze i nagrywa, a ja nie muszę się ekscytować, tym bardziej nie powinienem go też za prorodzinne akcje ganić. Szczególnie kiedy w tych riffach wciąż przyzwoicie rzeźbić potrafi, a i głosu odpowiednio szorstkiego dać umie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz