Zwięźle w pochwalnym tonie będzie! Nikt ani wcześniej ani później już nie władał gromami z taką mocą i wyrazistością! Album ten w prostej linii rozwinięciem pomysłów z poprzedniczki, wszelako z jeszcze oczywistszym nawiązaniem do korzennej rytmiki i tradycji ojczystego regionu. Fundamentalnie wokół rytmicznej osi poskręcany, przebogaty w nietuzinkowy egzotyczny puls, liczne trudno identyfikowalne instrumentarium z aurą niemal wojennej, autentycznie plemiennej wibracji. Szczekliwe, charczące, potężne wokale Maxa plus egzotyczne zaśpiewy indian z plemienia Xavante, zestrojone precyzyjnie z warstwą muzyczną w jednolitą masywną konstrukcję za pośrednictwem kapitalnej zręczności aranżacyjnej. Brzmieniem potężnym w studyjnej obróbce materiał obficie potraktowany - głośniki dudnią, buczą, a membrany poddawane wytrzymałości dynamicznie wypruwają z siebie tą zmasowaną bulgoczącą organiczną materie. Hipnotyczny sznyt wyrazisty to odczucie niczym rytuał przeprowadzany przez szamana, pochłaniający byt w niewytłumaczalnym naukowo, niezrozumiałym tańcu z własną podświadomością, pośród osobistych demonów. Tak Sepa w oryginalnej formie żywot kończyła, nowy ląd odkryła z niezrozumieniem i dezaprobatą starych fanów się zderzając. Ja jednako szanując także thrash-deathowy rozdział formacji, świeżością i ówczesnym rozwojowym szlakiem Sepultury pochłonięty do dzisiaj pozostaje, żałując jedynie, iż ten grzmot niestety kresem jej ewolucji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz