Spike Jonze to twórca niebywale
oryginalny, a w tandemie z Charlie'm Kaufmanem to już raz za razem wkracza na
takie poziomy intrygującej, choć trudno zrozumiałej abstrakcji, że taki prosty chłop
jak ja ma poważne problemy by ogarnąć, co i o co tu „kaman”. :) Może ja mało
jeszcze z dorobku tych gości widziałem i to co obejrzałem (Adaptacja) dla mnie niezrozumiałe,
ale akurat Być jak John Malkovich już po premierze rozczytałem zdaje się
bezbłędnie i idealnie w świat zaproponowany przez tych oryginałów wniknąłem. Zasługa to kapitalnego, mocno odjechanego pomysłu, tym razem klarownie podanego na tacy, świetnej reżyserii i
wybornych kreacji szczególnie zaskakująco niesztampowej Johna Cusacka, który nigdy
w moich oczach nie był spostrzegany, jako aktorski wirtuoz oraz Cameron Diaz w zupełnie odmiennej od ról wcześniejszych. On jako niechlujny fizycznie lalkarz w cudzej skórze, w
brawurowej próbie realizacji marzeń człowieka społecznie upośledzonego.
Zaspokojeniu potrzeb introwertycznego dziwaka pragnącego wyrwać się z monotonni
własnej nijakości i życia bez podniecających emocji. Ona natomiast jako jego zbzikowana na punkcie menażerii małżonka odnajdująca własne ja w męskiej perspektywie spojrzenia na atrakcyjną
fizycznie i osobowościowo kobietę. Tutaj ograbiona z przyrodzonego jej
seksapilu, szara myszka fizycznie niemal nie do poznania, rozbudzana erotycznie
wraz z rozwojem fabuły i poszukująca własnej seksualnej tożsamości. Kawał
niezwykle intrygującego kina na ekranie, nietuzinkowej intelektualnie porcji
psychologicznej analizy ludzkich potrzeb, uczuć, relacji fizycznej i duchowej. Wszystko kręci się wokół Malkovicha, ale nie jest on tutaj centrum wszechświata jakby się mogło zdawać. Wybitny aktor, w mistrzowskiej roli samego siebie to przebiegły trick Kaufmana mający na celu ukazanie kim jesteśmy, a kim chcielibyśmy być, bądź kim moglibyśmy być i co nas przed tym powstrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz