„Nie hałasujcie ojciec śpi! Kto?
Ojciec”. Tak się rozpoczyna dramat o powrocie na łono rodziny. Skąd się ojciec
wziął i dlaczego teraz? Zaskoczenie, konsternacja, cieszyć się, a może bardziej martwić? Czy
przywiózł lepsze czasy, czy może tylko kolejne problemy? Tajemnica nad wszystkimi co w fabule zawarte permanentnie się unosi - mroczna, tonąca w obawach,
niejasności i niedopowiedzeniach. Fragmenty układanki z przeszłości są w
przemyślany sposób w bardzo minimalnym stopniu odsłaniane, bo ważniejsze jest co tu
i teraz się dzieje. To w żadnym razie proste, łopatologiczne, bynajmniej też
widowiskowe granie z widzem w podchody - nie ma bezpośrednich wyjaśnień, wyłącznie w czystym
obrazie i między wierszami poszlaki dla bystrego widza dostrzegalne. Mocne,
ambitne, hipnotyzujące, surowe i bardzo przygnębiające kino, które zaburzone
relacje rodzinne obdziera żywcem ze skóry w ciszy, która wydaje się tutaj
bardziej przerażająca od najgłośniejszego krzyku.
P.S. Ta scena ze skokami do wody w
kontekście tragicznej śmierci młodego aktora grającego Andrieja nabiera
podwójnego znaczenia, czyniąc film Zwiagincewa tajemnicą wyobraźni scenarzysty
i natury prawdziwej rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz