wtorek, 5 czerwca 2018

The 15:17 to Paris / 15:17 do Paryża (2018) - Clint Eastwood




Sprawa wygląda tak - mianowicie gdy pierwszy raz usłyszałem o pomyśle Eastwooda na fabularyzowanie tych autentycznych wydarzeń, to złapałem się za głowę czując, iż nic dobrego z tej dziadkowej szarży nie wyniknie. Dodatkowo kiedy pojawiła się informacja o zaprzęgnięciu do głównych ról prawdziwych uczestników, by w zamyśle naturszczycy dodali realistyki odtworzonym dramatycznym wydarzeniom, to przekonanie z miejsca zamieniło się w pewność. Trzymam się tej tezy także teraz, tuż po seansie, chociaż amatorzy jakby na nich krytycznie nie spojrzeć zaskakująco dobrze na tle zawodowców wypadli. Forma całości najoględniej stwierdzając nie porywa, mimo iż Eastwood całkiem zmyślnie fabułę z kilku ciekawych wątków zbudował, to jednak przez korzystanie ze słabych niestety retrospekcji i łopatologicznych tez (że coś tutaj wprost z czegoś wynika i basta) w toporności zatonął. Poza tym, w tym morzu oczywistości i skrótów myślowych tkwi problem zasadniczy, bo nic nie zaskakuje, intelektualnie jest całkowicie bez wymagań, napięcia tutaj jak na lekarstwo, a porównania z dotychczasowym dorobkiem reżyserskim mistrza sprowadzają tą wymęczoną poprawność do poziomu szablonowej amatorszczyzny. Przykro mi okropnie, raz przez wzgląd na fakt, że niewinni ludzie stają się ofiarami radykalizmu, dwa że ktoś z takim dokonaniami jak Eastwood idzie najprostszą z dróg i wybiera tabloidową tanią sensację, zamiast pogłębionej analizy. Uznanie duże zaś za zimną krew i odwagę dla trójki Amerykanów, sporo mniejsze ale jednak, za ich całkiem sprawne odegranie samych siebie. Tyle i tylko tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj