Jak się okazuje nie
zawsze sprawdzony przepis daje wysokie prawdopodobieństwo świetnego rezultatu.
Kontrowersyjne tło tematyczne plus masowo wykorzystywane utarte schematy, nie za
każdym razem prowadzą do sukcesu komercyjnego, nie mówiąc o jakimkolwiek
artystycznym potrzeb zaspokojeniu. Chociaż w naszej świętojebliwej Polsce (ze
wskazaniem paluchem na kler, oczywiście krystalicznie czysty moralnie) taka wręcz
bluźniercza retoryka robi hałas, to jak brakuje reżyserowi indywidualnej
warsztatowej charyzmy i sprowadza on finalnie formę do standardowej kliszy
rodzimych kryminalnych telewizyjnych seriali, to trudno o coś więcej niż tylko nijaką
tożsamościowo tanią rozrywkę. Niby Mariusz Gawryś pracuje konsekwentnie nad
mrocznym klimatem, posiłkuje się tuningowaną psychologią, sięga po fabularne urozmaicenia, tajemnicy od początku nie
zdradza i wreszcie napięcie na tyle na ile scenariusz pozwala kreuje, ale czyni
to strasznie anemicznie, finalnie próbując nader "ambitnie" ratować się rozebraną
do rosołu Foremniakową. Obsadę zebrał przecież w teorii porządną, ale to co
w praktyce od Topy, Kijowskiej, Stelmaszczyka, Konopki, Woronowicza i Talara
uzyskał to tylko mechaniczna poprawność. Bo to jest tak, jak wielokrotnie już
pisałem, że gdy reżyser nie ma daru wyciągania z aktora tego co najlepsze - inspirowania, czasem nawet konstruktywnego na planie wkurwiania, to nawet warsztatowo świetni
aktorzy stają się w jego rękach tylko zwykłymi wyrobnikami. Stąd nie polecam,
bo to słabe i czasu szkoda. Nie ma sensu ani się nad tym pastwić, ani też nawet ze
względu na obnażane kościelne skurwysyństwa promować - nad czym najbardziej ubolewam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz