Po nieprzekonującym Planie B i kluczowych w nowym spostrzeganiu znaczenia twórczości jego autorki we współczesnym polskim kinie ogromnych
oczekiwaniach rozbudzonych doskonałym wejściem do elity poprzez znakomite Moje córki krowy, Kinga Dębska
proponuje obraz, który przywraca nadzieję, że ta wciąż obiecująca reżyserka nie
rozmieni się na drobne już na dobre i wykorzysta jeszcze kiedyś tkwiący w sobie potencjał. Cokolwiek krytycznego napisać o jej nowej pracy (a z pewnością znajdą się w niej detale, może i nawet grubsze wpadki do poprawki), to jednak tym razem Zabawa, zabawa ma więcej
wspólnego z emocjonalnie ciężkim dramatem, niż kinem środka zbudowanym wyłącznie z
masowo wykorzystywanych prefabrykatów na irytującą współczesną modłę telewizyjnego
serialu. Temat jest poważny i realizacja profesjonalna oraz chwilami to co najbardziej lubię w ambitnym kinie szacunek dla intelektu widza jest zamanifestowany, dzięki zastosowaniu "niedopowiedzeń", "niedomknięć", czyli innymi słowy tego wszystkiego co pobudza wyobraźnię i inspiruje do intensywniejszej umysłowej aktywności. Alkoholizm w tym ujęciu nie jest
wyłącznie patologicznym problemem dołów społecznych, a dotyka również, a może
często przede wszystkim elitę intelektualną i VIP-owską. To truizm,
żadne odkrywcze stwierdzenie, tym bardziej zaskoczenie, lecz jak domniemam, a
może sobie życzę Dębskiej nie chodzi o wykorzystywanie taniej sensacji, bądź
objawionych prawd poszukiwanie. Sęk tutaj też w tym, że alkoholizm (w środowisku prawniczym, lekarskim i wszystkich innych funkcjonujących pod wspólnym mianownikiem zawodów zaufania publicznego) ma realne
odzwierciedlenie w życiu społecznym zbiorowości i wpływ bezpośredni na
funkcjonowanie milionów szaraczków lub po prostu utopijne w praktyce idee
równości wszystkich wobec prawa. Nie ma sensu jednak utyskiwać, bo tej rzeczywistości
znacząco się nie zmieni, choćby poświęcić syzyfowej misji przeorania stanu rzeczy masę energii, jedynie
pozostaje ją konsekwentnie pokazywać z to w miarę obiektywnej strony. To się poniekąd Dębskiej
udało, nawet jeśli chwilami tonęła bidulka w stereotypach posiłkując się nie
tylko powszechnie znanym i oklepanym pustosłowiem, czy wtrącaniem do fabuły głośnych
medialnych historii, bo pokazała życie bohaterów z w miarę różnych perspektyw, właściwy akcent kładąc na szczęście na całkiem przekonującą psychologię w kontekście relacji zawodowych
i rodzinnych swoich bohaterów. Cieszę się z tego czego dokonała, bo obawiałem się,
iż mogło być znacząco słabiej. Będąc dogłębnie świadomym, że Zabawa, zabawa to
jeszcze nie ten poziom co Moje córki krowy, zgadzając się też z większością uzasadnionych przecież zarzutów profesjonalnej krytyki, to i tak zauważam w sobie potrzebę by zaklaskać Dębskiej, bo
najważniejsze, że zdecydowanie bliżej Zabawie jakościowo do Córek niż poprzedniej,
w istotnym stopniu rozczarowującej produkcji.
P.S. Jeszcze jedno zdanie, wątek obowiązkowy którego w treść znajdującą się powyżej jakimś niezrozumiałym niedopatrzeniem nie wtrąciłem. Aktorsko ogólnie jest wzorowo, znaczy
warsztat zawodowców klasa i nie ma dyskusji, natomiast więksi i mniejsi amatorzy wraz z komikami, piosenkarzami, chyba też celebrytami
i ich znanymi twarzami, to już inna bajka, której wciskanie do ambitnego dramatu mogła Dębska sobie darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz