Obraz zrealizowany na bogato z rozmachem godnym wielkiej sprawy, w którym na melodramatycznym rdzeniu osnuwa
się dramatyczne wydarzenia historyczne. Na ekranie spektakularne zdjęcia
rozbudowanej scenografii i zapierających dech w piersiach pejzaży. Eksponowanie
egzotyki miejsca, przepychu kwitnącego Konstantynopola z jego dorobkiem
kulturowym, cywilizacyjnym, naukowym. Imperium
Osmańskie ukazane jako kraina mlekiem i miodem płynąca, w pełnej, chyba
nieprzesadzonej krasie, ale tylko przez początkowe kilkadziesiąt minut projekcji,
bo im dalej tym bardziej tragiczne wątki dominują, bowiem do głosu dochodzą
polityczno-historyczne zawirowania z ludobójstwem mniejszości ormiańskiej jako
głównym tematem filmu. Pochodzenie etniczne, kulturowe i przede wszystkim
przynależność religijna, jako powód do masowej eksterminacji słabszego. Coś nadal aktualne i zawsze dla mnie niepojęte. Po raz drugi (być może,
co wielce prawdopodobne coś przegapiłem), Terry George zabrał się za temat konfliktu na
tle etnicznym (Hotel Ruanda) i po raz kolejny mimo, że niby wszystkie użyte elementy składowe
spójne i dobrze spasowane, to jednak formuła nie do końca tak dobrana, aby
wymiar sugestywny uniknął brodzenia w hollywoodzkiej tradycji poruszania
etosem patosu. Tym razem mam wrażenie, że reżyser poszedł jeszcze mocniej
tropem klasycznego, dzisiaj już często zwyczajnie archaicznego kina, w dodatku mieszając
niepotrzebnie w historię fundamentalnie wstrząsającą wątki przygodowe, przez co
gubiąc ten kluczowy rozdzierający serce wymiar tragiczny. Kierując się filozofią
złotego środka i korzystając z magnesu w osobach gwiazd wielkiego formatu niestety niepotrzebnie idealnie wypolerował ostrze, które
powinno nie tylko zostawić sterylne rany, ale rozszarpując je poczynić w
duszy widza koszmarne okaleczenia. Może tak jak zrobił to w naszym lokalnym
środowisku Wojtek Smarzowski kiedy kamerą filmową opowiedział makabrę Wołyńską?
P.S. Tym razem nie
odniosę się szerzej do kontekstu ludzkiej indywidualnej i grupowej nienawiści
na różnorakim tle. Zrobiłem to już wielokrotnie wyczerpując chyba ten niestety
wciąż aktualny temat. Nie wykluczam jednak, że nadejdzie taki moment, że przyjdzie
do mnie jeszcze tak silnie poruszająca kinowa inspiracja, iż ponownie będę
gotowy do wyrzucenia z siebie emocji związanych z tym szaleństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz