Tadeusz Pietrzykowski - ten mniej znany, albo wprost powszechnie nieznany bokser o sławnym w środowisku pięściarskim nazwisku. Bez osiągnięć na arenie międzynarodowej, porównywalnych z karierą boksującego dwie dekady później Zbigniewa. Postać jednakże znacznie bardziej tragiczna, której legenda wykuta pracą, wytrwałością i pragnieniem przetrwania w nazistowskim obozie koncentracyjnym. Historia o nim prawdziwa i inspirująca - pozbawiona tymczasem w ujęciu fabularnym kompletnie koniecznej ikry, szczątkowego nawet artyzmu i jakiejkolwiek oryginalności czy chociażby wyrazistości formy. Zduszona użyciem sterylnych filtrów, jak i nieudolnie skupiona na bezpośrednim epatowaniu cierpieniem, które momentami ociera się o karykaturę. To jak można było się spodziewać wymierzony na efekt patosu i wstrząsu oraz identyfikacji narodowej dramat biograficzny. Coś w rodzaju nasz bohater, nasza duma. Jak się nie wzruszysz to trzymasz stronę Niemców. Niestety na jej podstawie nakręcono film tylko w przypływie dobrej woli mogący zostać nazwany solidnym. Jeśli można było maksymalnie spłaszczyć wątki, tutaj to zrobiono. Jeśli można było użyć łopatologii, z ochotą ją wciśnięto. Jeśli można było zaoszczędzić na statystach, to na nich zaoszczędzono. Wreszcie jeśli można było odrzeć ujęcia walk z dynamiki i realizmu, dokonano tego bez skrupułów. Nie jestem więc w stanie o filmie Macieja Barczewskiego myśleć ciepło, a tym bardziej stawiać go w miarę wysoko w układzie odniesienia pośród innych produkcji o podobnej okołowojennej tematyce. Dlatego że między innymi ogromnie brakuje mu charakteru, a dzisiaj tylko takie kino o charakterystyce mistrzowskiej ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Niemniej jednak postać Tadeusza Pietrzykowskiego zasługiwała na pamięć i hołd, ale akurat ten sygnowany nazwiskiem producenta, który zapragnął być reżyserem, to taka licha technicznie i merytorycznie robota. Bez znamion ambicji i jakiegoś pomysłu, wychodzącego ponad nawet półprzeciętność.
P.S. A jaki jest ten boks, każdy widzi. Współczesny, w świetle potencjału finansowego przeżarty przez układy i szołmeńskie sztuczki. Jaki był kiedyś, to poniekąd właśnie charakter Pietrzykowskiego pokazuje. Dzięki tym przedwojennym zasadom nabytym w sali treningowej przetrwał i pomógł przetrwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz