Życiowa historia, zatem w niej dużo śmiechu i też łez sporo. Wzloty i upadki dwóch par i ich rodzin, z których (fajny pomysł scenarzystek) jedna wzięła ślub w tym samym dniu co książę Karol z księżną Dianą, więc gdzieś w tle za sprawą telewizyjnych relacji ich losy symbolicznie się stykają. Mamy więc oczywiste i nieoczywiste konteksty oraz ciekawe smaczki związane z kilkoma ostatnimi dekadami, a wszystko z perspektywy pozbawionej nadęcia. Z lekkością narracyjną, niewysilonym aktorstwem, ale i z wyrazistym akcentem na te momenty, które w związkach czy życiu mogą być newralgiczne. Przez to jednak że bardziej z frywolną obyczajową niźli dramatyczną nutą i bez cech o wyjątkowości przesądzających, to jeden pewnie z wielu takich obrazów. Choć niepozbawiony prób podkręcenia emocji, to udaje się je rozgrzać jedynie połowicznie. Właśnie ze względu na w istocie zdystansowaną i zabawną konwencję, stąd zapewne taka to radośnie twórcza misja skazana na niepowodzenie. Nie przeszkadza mimo to dobrze podczas seansu się bawić i jednocześnie odnaleźć kilka uniwersalnych odniesień do własnych doświadczeń i uderzyć się w pierś w lustrze krytycznie przeglądając. Wydaje się także, iż łatwo rozkminić o co reżyserowi z tą akcją w kierunku Brytyjskiej monarchii chodziło. Bo te dwa odniesienia, raz do życia przeciętnych rodzin (do siebie nawzajem) i do życia rodziny królewskiej, jasno dają do zrozumienia że bogaci czy biedni, ze sfer zwyczajnych czy arystokratycznych, to jednak z podobnymi życiowymi zakrętami, przystankami i często długimi spokojnymi prostymi oraz że życie szczęśliwe, to kosztowanie wszelkich emocji - na dobre i na złe. Bowiem to co ludzi ze sobą trwale wiąże, to zazwyczaj tylko oni sami czują i widzą. Żadne inne oczy tego nie dostrzegą, co ludzi przy sobie i ze sobą utrzymuje. Mimo to każdy ma prawo spekulować i czas na takie domniemania marnować. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz