środa, 20 lipca 2022

Men (2022) - Alex Garland

 

Alex Garland miał był (he he) się zrehabilitować po nazbyt dosłownej i upieram się niezamierzenie mocno groteskowej Anihilacji i donoszę, iż po kapitalnym (nagroda osobna się należy) trailerze miałem pewność, że wyprodukowane we współpracy z wciąż młodym ale już kultowym studiem A24, jego trzecie podejście do reżyserii wejdzie na poziom kapitalnego debiutu. Psychodrama, surrealistyczna komedia i filozoficzne przyrodnicze fantasy, z kluczowym odniesieniem chyba do współczesnych uwarunkowań obyczajowo-kulturowych. Perwersja, pomieszanie zmysłów, trochę konsternacji (uderzająca z hukiem o ziemie żuchwa na rozpasany finał) i śmiechu pomiędzy fragmentami fachowo budowanej grozy i w stu procentach efektywnego napięcia. "Halucynacyjny folk horror z gęstą genderową treścią", krwawe gore i hektolitry toksycznej męskości, z obsesyjnym uzależnieniem efektu od posiłkowania się skrajnościami, które skądinąd są przecież naturalnym budulcem męskiego oblicza. Garland doskonale bawi się przeszarżowanymi konwencjami, sam zachowując (choć tak bliziutko do kiczu) paradoksalnie umiar. Wizualnie to jest ekstraklasa, bo zdjęcia, bo lokacje, bo skupienie na detalu każdego skrawka kadru, lecz przyjęta za kręgosłup metaforyczna konwencja i treść poupychana w symbolice, która nie dosłownie (bowiem dla zasady) i nie w pełni (bowiem dla wciskania poczucia obcowania ze sztuką elitarną) jest jasna. Poczucie winy - udręka - cierpienie - trauma - ONA. ON, frustracja, wściekłość i agresja - łatwiej w hasłach spisać to co merytorycznie pod grubą warstwą artystycznego bogactwa wciskane, niż w zwartą puentę możliwe do ujęcia. Potoczyście pisali mądrzy internetowego świata, w przytłaczającej większości koneserzy kina ostrzegali, a ja wierzyłem że się oni jednak mylą i mimo iż scenariusz przyznaję wyrazistością nie nadąża za genialnym wizualnie wrażeniem, to donoszę, że Alex Garland przynajmniej dla mnie za Anihilacje dzięki tej budzącej skrajne opinie pracy się zrehabilitował.

P.S. Ja w tej wyszczerzonej szczęce Rory’ego Kinneara i genialnie utrzymującej w szalonej konwencji komedio-horroru balans pomiędzy przesadą, a powściągliwością grze aktorskiej widzę postaci z typowo czarnego i abstrakcyjnie angielskiego Pcina Dolnego (The League of Gentlemen) - przede wszystkim zapatrzenie w świetnego Steve'a Pembertona? Natomiast w klimacie miejsca i rozwoju schizy nawiązania do klasyki Stevena Kinga zekranizowanej przez Stanleya Kubricka, czy bardziej współcześnie odjazdu Darrena Aronofsky'ego w Mother!, a najbardziej to szczerze pisząc mi się podobała oprócz mistrzowskiego budowania klimatu muzycznym tłem i na front wysuniętym obrazem, ta brytyjska soczysta zieleń - no k**** obłędna! Tak jak ta charakteryzacja jak pragnę zdrowia psychicznego i przysięgam, że wszystko u mnie w tym temacie w porządku, wprost z tych czterech wyżej wspomnianych sezonów dziwacznej komedii osadzonej w fikcyjnym miasteczku, Royston Vasey. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj