Scenki ze zwykłego życia, beztroskie domowe obrazki przeplatane zawodowymi wyzwaniami, które czasem odciskają swój ślad na prywatnych relacjach. Tyle że to życie akurat policjanta w małej nadmorskiej miejscowości, który przygotowując się do sformalizowania związku nagle przez dramatyczne wydarzenie staje wobec wyzwania, którym trauma po śmiertelnym postrzeleniu miejscowego farmera - więc z miejsca powinno też w teorii zrobić się gestu i emocjonalnie. Niestety tylko samo zdarzenie powoduje przyspieszony puls, bo pozostała po wypadku realizacja jest niemal beznamiętna, więc tragiczna sytuacja, konsekwencje i reperkusje zmagań nie przenoszą swojej siły i nie oddziałują tak silnie emocjonalnie jakby dla wystawienia wysokiej oceny i dla dobra obrazu było konieczne. Klimat też sprawia wrażenie niedopracowanego, a na pewno przynajmniej w moim przypadku odbija się na nikłym w przeżycia zaangażowaniu, a brak dodatkowej narracji muzycznej, bez towarzystwa dźwięków z tła z pewnością nie pomaga w zbudowaniu tak głębokiego, bo na poziomie dreszczy poczucia uwarunkowań sytuacyjnych, jak najzwyklejszego nawet większego pobudzenia widza. To nie jest taki dobry pomysł by historie opowiadać w ciszy, nawet historię intymnego dramatu w estetyce kina skandynawskiego, a dokładnie islandzkiego, bo tak mi się ten francuskojęzyczny Albatros trochę kojarzy.
P.S. Jeden czy dwa (bo faktycznie się zdarzyły) ładnie zobrazowane fragmenty muzyczne wiosny niestety nie czynią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz