sobota, 21 października 2023

Damageplan - New Found Power (2004)

 


Napiszę teraz, iż pierwszy i wiadomo z jakiego powodu ostatni album projektu zastępczego po rozpadzie Pantery mnie akurat nie leżał kiedyś i nadal nie leży. Nie mam pretensji że powstał, bo Anselmo był się wraz z Rex'em Brownem wypiął, a że Dimebag miał ochotę hałasować w klimatach panterowskich nadal, to miał i prawo sobie bez dwóch starych kumpli grać i nagrywać. Mnie Damageplan nie leży przede wszystkim po prostu tak, jak nie leży mi wszystko co Sepa nagrała z Derrickiem Greenem, czyli najzwyczajniej przez wzgląd na brzmienie darcia ryja nowego wokalisty. Niby ten Pat Lachman wypada na tle mega blado growlującego Greena znacząco lepiej i jemu też charakterystyką głosu bliżej Anselmo niż Greenowi Maxa, ale słuchając New Found Power od zawsze i chyba na zawsze będą mnie prześladować powyższe skojarzenia, że to jakby zastępstwa bardzo ubogie w stosunku do oryginału, więc jeśli podczas korzystania z dobrodziejstw nuty ja nie czuję się komfortowo, to sobie to korzystanie odpuszczam. Tak to NFP prawie w ogóle się nie kręci i te odsłuchy bardzo rzadkie jakie jednak się odbywają, to one przynoszą mi zawsze oprócz uczuć wyłuszczonych w pierwszym fragmencie tekstu, także raz poczucie (lekkie zaskoczenie), że jest to materiał naprawdę kompozycyjnie z niezłym potencjałem - niestety w pełni z pewnością nie wykorzystanym i dwa, iż mega że bracia nie poszli w strategię wprost toczenia się na popularności Pantery i nie dopisali sobie do tego szyldu przykładowo jakiegoś A.D, bądź innego B.C.. Ogólnie słychać panterowskie patenty, zagrania wprost wykorzystujące specyfikę brzmienia legendy modern thrashu, tak jak i próby urozmaicenia dźwięków zapożyczeniami z modnego na samym początku XXI wieku grania z groove'm bliskiego na przykład Godsmack czy innych kornowato-illniniowych, pozwólcie że nie będę wymieniał, bo tych innych nie bardzo szanuję. :) Wiem jednak że nawet jak Pat Lachman skanduje czy wpuszcza się ścieżkę nowoczesnych jak na owe czasy wokaliz, to muzyka jednak bardziej płynie w kierunku post grunge'u, a nawet Megadeth z Risk czy Cryptic Writings, niż takiego Follow the Leader bądź Issues. Zasadniczo jednak Damageplane najbliżej Pantery i nie widzę za bardzo pola do dyskusji iż jest inaczej, a tym bardziej nie ma mowy abym podważał ten oczywisty fakt. Nie przepadam też za tym krążkiem, bowiem najzwyczajniej wydaje się mało spójny, a numery  na tyle mało przekonujące aranżacyjnie, że nużą z lekka. Pozwolę sobie w tym miejscu na kolejne i ostanie już porównanie, iż kiedy krążki Machine Head te nawet w ich dorobku kiedyś uważane za nie warte do końca uwagi, to one z czasem zaczęły odkrywać jakiś wcześniej dla mnie zawoalowany czar, a kiedy Damageplan odświeżam, to nic podobnego się nie dzieje, mimo iż czasu spędzonego z nim nie uznaję za kompletnie stracony. Coś tu zabłyszczy i coś obnaży jakąś kompozycyjną mizerię - coś kopnie mnie ciężkim buciorem i coś też spowoduje zażenowanie. Wahadło raz wychyla się na tak raz na nie i tak prawie od dwudziestu już latek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj