wtorek, 31 października 2023

Airbag - All Rights Removed (2011)

 
    

Pierwszy krążek Airbag na który wpadłem i też największy do niego sentyment posiadam, nawet jeśli nazwa mnie przy sobie na dłużej nie utrzymała. All Rights Removed pośród krążków Norwegów jest najbardziej zdaje się klasyczny i wprost nawiązujący do zawsze podnoszonego klasyka w postaci Pink Floyd, kiedy to (uwaga opisuję) nuta posiada klimat emocjonalny, a solówki płyną swobodnie wybrzmiewając falami w charakterystycznym dla legendarnych Brytyjczyków tonie. W zasadzie takich epigonów klasyków jest zatrzęsienie i też prawdę mówiąc Airbag trzymający bardzo wysoki poziom, ponad wysokie standardy naśladownictwa nie schodzi, jak i trudno o "dosłuchanie się" na  All Rights Removed jakiegokolwiek pierwiastka czyniącego ich twórczość wyjątkową. Być może więc tu tkwi problem, że trzymając się kurczowo stylu jaki w emblematycznej postaci mnie nigdy nie oczarował na dłużej, także dwójka w dorobku Airbag nie została ze mną, nie stając się płytą z absolutnego osobistego topu. Ona ma zadatki na materiał który od czasu do czasu dawkowany wybitnie wciąga i buja klasycznie progresywnie, więc przyjemność z nią obcowania zawsze elementarnie wysoka, jednak żeby wybić się do poziomu powyżej wysokiej ale zachowawczej średniej, to musiałoby coś w nucie ekipy z Oslo błyskiem oryginalności mnie oczarować - a ja na drugim ich krążku tego nie znajduję. Wspomniałem (jeśli dobrze pamiętam) przy okazji wydania ostatniego jak dotąd ich albumu (A Day at the Beach), że ten lekko uwspółcześniony elektroniką kierunek ewolucji mnie bardziej przekonuje, kiedy słuchając Airbag z roku 2020-ego mam wrażenie, iż bym odsłuchiwał jedną z około późnośrodkowych (najbardziej A Fine Day to Exit) płyt Anathemy, która notabene zmieniając bardzo stylowo swoje brzmienie oczywiście wzorowała się tak na pinkfloydowej legendzie, jak i i niemal równie szanowanym w elitarnych rockowych środowiskach Radiohead. All Rights Removed za ogólne wrażenie ma u mnie prawie maxa, ale za klonowanie i wtórność bez niczego swojego odejmuje kilka punkcików. W tej drugiej kwestii jest tutaj zupełnie inaczej niż na ostatnim albumie. Ale o tym to gdzieś w otchłani - otchłani Kos można doczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj