Coś ilustracyjnie wreszcie innego - nie dam sobie uciąć palucha, że nowego. Pamięć słaba, aby konkretnymi tytułami na zawołanie rzucać, ale wiem że oryginalności w kinie od wielu już laty sporo, chociaż przypomnieć sobie wyraźnie nową formę w kinie w ostatnich miesiącach trudno. Scrapper (Georgie ma się dobrze) ma to coś realizacyjnie świeżego - coś co przyciąga i zaskarbia sympatię, mimo iż jest o kimś kto trosk może zapewnić bez liku i mnożyć je i mnożyć, gdy z kimś takim dzieli się życie i to życie względnie w założeniach mające być ułożone i odpowiedzialne. Historia „kipiąca energią, wzruszająca i zabawna”, opowieść bezpośrednia, trochę taki rewers Aftersun - zgodzę się. Ot dziecko 12-letnie bohaterem i wciąż smarkaty mentalnie ojciec, który się odważył po tylu latach na przyjęcie naturalnej roli. Zanim jeszcze jednak to w wyniku tragicznych okoliczności następuje, dziecko niby współczesna Pippi Pończoszanka samo się wychowuje. Teren jednak w tym przypadku trudny, żadna bajka, warunki wymagające - spryt i pozbywanie się etycznych wątpliwości obowiązkowe, aby przetrwać. Jednak ktoś kto żyje na garbie innych niekoniecznie musi być spostrzegany jako społeczny pasożyt czy używając określenia naukowego patologia. Życiowe zakręty, może pech że przyszło się na świat tu a nie tam i wychowuje się bardziej na ulicy niż w cieplarnianych warunkach luksusowej rezydencji. Można współczuć, nie trzeba też od razu potępiać. Skomplikowane realia wchodzą w grę, więc powstrzymajmy się od opartych być może bardziej na pozorach niż faktach ocenach! Wartościować poniekąd aby zarysować realia jednak muszę, stąd proszę nie mieć mi za złe, kiedy to czynię, apelując w międzyczasie żeby nie działać pochopnie, gdy praktyka życia z podobnymi sytuacjami człowieka skonfrontuje. W sumie film Charlotte Regan jest prowokacyjny, w tonie cierpkiego brytyjskiego poczucia humoru, zamiast umoralniającej przypowieści i jest zdecydowanie bardziej o przyjaźni. Jest wprost o wspomnianej trudnej, ale bez względu na skrywane pretensje ciepłej relacją z człowiekiem, który nazywa siebie ojcem - on nie wie jak być ojcem, ona nie zna się na byciu jego córką. Jest równolegle aktualną próbą opisania z perspektywy dziecka przeżywanej żałoby, a precyzyjniej z pomocą fantazji przechodzenia przez ostatnią jej fazę, czyli czas akceptacji, pogodzenia się z sytuacją i bólem, a w rzeczywistości planowaniu ucieczki zmęczonej tęsknotą. Wreszcie jest o ukrywaniu prawdy przed opieką społeczną i jest to wątek potraktowany lekko mało realistycznie, lecz nie ma to większego znaczenia dla kluczowego tematu, kiedy na koniec wbija się w serducho mocny wzrusz. Wzrusz bez znamion szantażu i wzrusz prawdziwy, zatem absolutnie do przyjęcia wzrusz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz