Naczytałem się w większości
ekstatycznych opinii i pomiędzy oczekiwane premiery czy zaległe
nieobejrzane jeszcze obrazy wbiłem seans z Drive. Pierwsza rzecz – Gosling,
aktor (ukryć się tego nie da), który w ostatnim czasie pomimo nie do końca
hollywoodzkiej powierzchowności i nieprzekonującego mnie wizerunku
artystycznego, w takich wybornych produkcjach Dereka Cianfrance jak Blue
Valentine i The Place Beyond the Pines zrobił bardzo przyzwoite wrażenie. Tu obsadzony w
roli zimnego, beznamiętnego twardziela, jedynie po części przekonuje. Chyba że
takie pierwotne założenie reżysera, by w żadnym stopniu rysy jego nie okazywały
wnętrza i osobowości postaci jaką odgrywa – takie moje odczucie. Zimna,
bez emocjonalna, sztucznie nawet pokusiłbym się o stwierdzenie naciągana jego fasada
– mało zwyczajnie wiarygodna. Rzecz druga – klimat specyficzny, gdzie dużo
ciszy, milczenia, powściągliwych dialogów wypełnianych pauzą. To taka zawiesina
uzyskana wyjątkowymi zdjęciami, tracącymi tempo ujęciami, gęstniejącą atmosferą i
brutalnymi scenami. Taka trochę hybryda kina Tarantino i majstersztyku Luca
Bessona zawartego w Leonie zawodowcu. I rzecz trzecia sama historia do bólu
schematyczna, bo oto on zamknięty w skorupie chłodem bijącej w przypływie namiętności
i ludzkiego odruchu sprawiedliwości staje do walki z potężnym bossem. Prawdziwy
z niego tu bohater walczący po stronie dobra, anioł zemsty niejako w starciu ze
światem zwyrodnialców. ;) Kiczowato nie? W ogólnym rozrachunku jednak udana to próba stworzenia mocnego
kina dla bamboszowych twardzieli, gdzie krwawa jatka nie wyłącznie po to by
efekt wizualny był osiągnięty. Ma to swój intrygujący posmak, bo trzyma w
napięciu, dostarcza adrenaliny, ale i skutecznie buduje więzi z głównymi
bohaterami. Oglądałem go z permanentnym uczuciem unoszącego się w atmosferze poczucia
poetyckiego ducha wtłoczonego w brutalny obraz, romantyki ożenionej z
sadystyczną przemocą. Trudna sztuka udała się w moim przekonaniu twórcy i chociaż
nie uniknął on banału z tej próby powrócił finalnie z tarczą, a przynajmniej
mnie zachęcił w przyszłości do ponownej konfrontacji z Drive, by tak do końca spróbować
odszyfrować symbolikę zawartą w wielu intrygujących fragmentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz