poniedziałek, 3 lutego 2014

Take This Waltz (2011) - Sarah Polley




Dosyć systematycznie ostatnimi czasy przy doborze repertuaru na seans, podświadomie wpadam w objęcia romansideł, jednako sprzyjające szczęście lub świadoma intuicja kiczowatych mdłych pierdół w tej niszy mi oszczędza. Bo jak inaczej określić sytuacje, gdy "sercowe" rozterki pozbawione zostają wypieszczonego, przelukrowanego mitu księżniczki i księcia, a odnoszą się kapitalnie do realnego życia zwykłych szaraczków. Tym tropem na kolejny obraz z Michelle Williams trafiłem - aktorką co wybornie role dobiera i równie zjawiskowo w nich się prezentuje. Nie mogę powstrzymać się by nie zwrócić uwagi, że wyrasta ona na prawdziwie dojrzałą warsztatowo, w pełni świadomą aktorkę w przyszłości zapewne o statusie wybitnej ikony (porównanie z Meryl Streep w przekonaniu moim jak najbardziej na miejscu). Może kreacja Margot pozornie podobna nieco do tej jaką stworzyła u boku Goslinga w fenomenalnym Blue Valentine, aczkolwiek detaliczna wnikliwa percepcja pośród pewnych zbieżności symptomatyczne różnice wychwytuje. Zrezygnuje wszak z szerszej analizy tego wątku, bo zbieram się czas jakiś by hymn pochwalny ku czci błękitu spisać, więc i materiał takim ruchem bym sobie ograniczył. :) Skupiam się zatem natychmiast na nieszablonowo odtańczonym walcu w trójkącie emocjonalnym przez Margot, Lou i Daniela. Stosunkowo ustabilizowane szczęśliwe życie młodej kobiety tu osią, jej relacje z mężem oraz przypadkowo spotkanym intrygującym typem. To naturalne zainteresowanie z zupełnie innej perspektywy ukazywać zaczyna sielankę codzienności, ciągłe zapewnienia o niegasnącym uczuciu do męża wrażenie tworzą zarówno kamuflażu, jak i przekonywania własnej osoby o prawdziwej naturze tego uczucia ale i do końca nie odpowiadają na fundamentalne pytanie o jego szczerej czy fałszywej istocie. Broni się dziewczyna, miota pomiędzy uległością wobec instynktownej pokusy, a poczuciem lojalności. Jaka siła w tym pojedynku górą, nietrudno przewidzieć, jednako finał podjętej decyzji już nie tak oczywisty. Kto wie, może w równym stopniu kochać można dwie osoby, choć specyfika tego uczucia różna, a i profity czerpane z niej o zupełnie innych właściwościach. "Nowe szybko się starzeje" jak trafnie stwierdzone w "odważnej" scenie prysznicowej - lepiej gonić tego króliczka niż go pochwycić? ;) Dojrzałe, pełne głębi kino, na świeżo w ocenie mojej pozbawione charakteru dzieła wybitnego, wszelako coś mi podpowiada, że ewoluować z czasem w tym pożądanym kierunku będzie. Muszę je pewnie jeszcze kilkukrotnie przerobić. :)

P.S. Tytuł dla krajowej dystrybucji nietłumaczony, może to i lepiej, gdzie tam - jakie to szczęście! :) Znając finezyjne podejście do tematu rodzimych dystrybutorów, jakiegoż spektakularnego, luźno powiązanego z tematem potworka można by się spodziewać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj