Serj
Tankian i jego barwna trupa w ostatnim jak dotąd tchnieniu studyjnym bohaterem
poniżej wypowiedzi - w łabędzim jak się zdaje śpiewie, jednako nie finałowym
akcie kompozytorskiego talentu tych gości. Wyborny debiut solowy Tankiana
przykładem i uzasadnieniem tezy, że potencjał artystyczny jeszcze w przede
wszystkim liderze formacji ogromny. Rozwinął Serj pewną atrakcyjną i
wartościową estetykę, a mnogość inspiracji i szerokie spektrum działalności
artystycznej każe czekać na kolejne kapitalne dzieła – może nawet pod szyldem
SOAD? Kto wie co przyniesie przyszłość. Ona tajemnicą, a że wróżenia z fusów nie
praktykuje stąd stojąc twardo na ziemi oprzeć się na faktach z przeszłości
zamierzam, refleksje odnośnie Mezmerize i Hypnotize spisując. :) Ówcześnie po
Toxicity, co światem cięższych nieco brzmień wstrząsnęło czas przyszedł na
cios, co ponownie na kolana pośle zwolenników takiej estetyki - omamiały
odrobinę gatunek ocuci. Tu niespodzianki wielkiej nie było, gdyż z pewnością
krążki wrażenie spore zrobiły, jednako bardziej chwytliwe, mniej surowe się
okazały. Ich zaletą pewna spójność, komplementarność formuły, jaką udało się
zachować. Mezmerize i Hypnotize przenikają się nawzajem, tworząc zwartą
całość hojnie obdarzoną bujną wyobraźnią stylistyczną, gdzie zabawa dźwiękiem i
jego szlifem brzmieniowym fundamentem. Bez ograniczeń korzystanie z licznych
wielogatunkowych cytatów, sprawnie wtłoczonych w firmowy styl istotnym walorem,
wraz ze specyficzną słodko-gorzką percepcją rzeczywistości. Jest zabawnie, ale
i jednocześnie poważnie, lirycznie z nutką nostalgii jak i patosu dawką. Tyle,
że ta podniosłość ma zupełnie inny posmak – to nie nadęcie, tylko głębokie
przeżywanie nut! W tych bliźniaczych krążkach zawarty magnes, co nawet w miarę
upływu czasu nadal mnie skutecznie przyciąga, tajemnicą jego sukcesu nie
rewolucja, a ewolucja w obrębie charakterystycznego kanonu. Po cholerę
niszczyć, by nowe od podstaw budować, kiedy to jeszcze potencjał nie do końca
wykorzystany. Pytanie tylko, kiedy wyczerpanie formuły następuje? Ale to już
cecha tylko największym immanentna, by moment na bardziej gwałtowne przesilenie
wyczuć i z powodzeniem nowe rejony eksplorować. System of a Down wszystkich
kart na stół nie wyłożył, a działania solowe jego członków każą przypuszczać,
że jeszcze sporo z ich wzajemnej współpracy kapitalnych albumów mogłoby
powstać. Może kiedyś będzie mi dane się o tym przekonać. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz