wtorek, 18 lutego 2014

Mastodon - Crack the Sky (2009)




To nie jest zwykły band, to zjawisko na scenie umownie rockową nazywanej. Tam gdzie dla wielu możliwości kompozytorskie ze ścianą się spotykają, tam właśnie Mastodon swą podróż w otchłań dźwięków rozpoczyna. Unikając szerokiego rysu historycznego działalności formacji, bezpośrednio do sedna przechodzę, jakim w tym miejscu Crack the Sky. Progresywny majstersztyk, dzieło kompletne, gdzie mnogość tematów, nietuzinkowych rozwiązań poraża, a ich spójność budzi zachwyt i szacunek. Rąbią z klasą ten swój pulsujący nerwowo, nieszablonowy i oryginalny melodycznie hałas. Realizują z wyczuciem receptę na jednocześnie; przebojowy aranżacyjnie i wytrawny instrumentalnie chaos, tak zmyślnie kontrolowany. Wszelka nuta ma tutaj swoje uzasadnienie – w tym konglomeracie zgrzytów, pisków, wywijasów, subtelnych pasaży, porywających solówek i wokalnej różnorodności. Każda kompozycja to wyjątkowy, wielowątkowy efekt nieograniczonej twórczej wyobraźni, jednak trudno uciec od przekonania, iż osią całości czteroczęściowa suita The Czar, będąca bez ogródek tworem doskonałym w swej prostocie i złożoności jednocześnie – esencją tego, czym jest Mastodon. Ona centralnym punktem, a finałowym The Last Baron z pełnym pasji rozbudowanym zacięciem zamykający album. Mój nałóg, moja obsesja! Trudna do zrozumienia potrzeba obcowania z tą na swój sposób dziwaczną estetyką – dla laika zupełnie nieakceptowalną porcją muzycznego zgiełku, dla mnie natomiast prawdziwą wytworną porcją rozkoszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj