Przeoczyłem swego czasu Adaptacje i pod wpływem zachwytu nad Her filmografię Spike Jonze'a uzupełniam. Jest z pewnością oryginalnie, tak wręcz unikatowo jak w przypadku Being John Malkovich było. Jednak tutaj ten firmowy dla Jonze'a tygiel osobliwości męczy, a fabuła z założenia pełna intelektualnych wyzwań irytuje. Ja rozumiem, że ten film jest o czymś istotnym, że to swoiste wyzwanie, że to nie jest jedna z tysięcy pierdół wyłącznie dla zaspokojenia niewyszukanych potrzeb prostaków. Jednak mym zdaniem zbyt skomplikowana forma odtwórcza treść, a dokładniej przesłanie gubi pozostawiając nawet widza z wysokim poziomem IQ w konsternacji. Adresatem dla niego elita intelektualna, taka dodatkowo ze zwichrowaną od nadmiaru analitycznych wyzwań osobowością. Dla tych jajogłowych co niczym Charlie Kaufman zamiast impulsom czy intuicji się poddać, wszystko na czynniki pierwsze bez wyraźnej potrzeby muszą rozkładać. Cierpi Charlie powieść w twórczej hipnozie adaptując, cierpię ja gdy zgłębić sens jego bolesnych poczynań próbuje. Czasem tak myślę, że po cholerę robić z prostych rzeczy intelektualne labirynty! Ścieżki twórcy się zapętliły, poprzecinały, porozwidlały mechanicznie w różnych kierunkach, a ja biedny mam je bez klucza jaki w jego głowie ukryty rozplątać! Nie dziękuję, wolę bardziej bezpośrednie produkcje.
P.S. Film mnie rozczarował, Meryl Streep uwiodła, Chris Cooper zachwycił, a Nicolas Cage usatysfakcjonował. To zaprawdę wyjątkowa chwila w której warsztat aktorski Cage'a doceniam. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz