Tak znienacka ten album wydali ale i zaskoczeniem też po prawdzie częściowa jego zawartość się okazała. Mianowicie wśród kompozycji co sztandarowe cechy twórczości na pierwszym planie akcentują sporawa ilość kombinacyjnych działań w obrębie rytmiki czy zabawy dźwiękami swe miejsce odnalazła. Taki Guns of Summer specyficzną elektroniką, zapętlonymi bitami (czy jak to się nazywa ;) ) frapuje, wtórują mu po części inne numery co z powodzeniem czy to w tle czy na planie pierwszym eksponują eksperymenty brzmieniowe. Jasne, że grupa nadal pozostała tak dalece charakterystyczna, iż pomylenie jej z jakimkolwiek innym projektem w podobnej niszy obsadzonym dla nawet mało osłuchanego osobnika jest niemożliwe. Świetne aranże ich największym walorem, umiejętność absolutnego zrzucenia przyciasnej formuły żenującej miałkości tam gdzie chwytliwość do głosu dochodzi. Nucę pod nosem lub śpiewam na głos bez poczucia wstydu frazy z kapitalnymi liniami melodycznymi i ani przez chwile wrażenia nie mam, że to jest uwłaczające dla mojego wykwintnego gustu. ;) Nie ma mowy - stanowcza KROPKA! Dziać się tak nie może wszak żadnej nędzy czy prostactwa na Year of the Black Rainbow czy innych albumach formacji nie ma. Nawet gdy ckliwie i słodziutko być zaczyna to w tych dźwiękach taki dojrzały magnetyzm tkwi, iż ulec mu i nie docenić profesjonalizmu czy wysmakowania nie można. Kapitalnie przebojowa, efektowna i powabna to porcja muzyki, idealnie wyważona dawka dynamiki i refleksyjnej aury, na poły energetyczny koktajl i wytrawny trunek z zachwycającym progresywnym zamknięciem w postaci The Black Rainbow. Kolejny krążek CaC, który dla mnie już pewnie na lata w kanonie doskonałości pozostanie. Przetrwał tam już cztery lata, świeżość i atrakcyjność zachowując, zatem nic nie wskazuje na rychły spadek jego notowań. Coheed and Cambria to taki diamencik pośród ogromnej ilości chwytliwej muzyczki odkryty. Młodzi twórcy, utalentowani, osłuchani i warsztatowo perfekcyjni. Ambitni, a tak okrzepli i zdystansowani - dla mnie symbol i nadzieja w jednym. Symbol ciągłego poszukiwania w obrębie utartych schematów, a nadzieja, że rock zamiast umierać jak wielu mądrych inaczej wieszczyło nadal istotną rolę w muzyce będzie odgrywać. Jeśli nie zabraknie ich i im podobnych jestem spokojny, że nadal co słuchać mieć będę, znaczy wśród nowości płytowych wciąż odnajdę pasję i intrygujące pomysły. Nie wszyscy na szczęście wyłącznie dla kasy grać pragną!
P.S. Dodam, że Year of the Black Rainbow to sfinalizowanie konceptu na czterech kolejnych albumach rozwijanego - wyśmienite zakończenie ambitnego, wielokierunkowego projektu. To dla głębiej zainteresowanych informacja - szukać, odkrywać. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz