Dobry kryminał - nie jest zły, że taką refleksją błysnę! Ona jak ten Egzamin z morderstwa nic poza prostą (nie prostacką) prawdą oddająca, że większość obrazów ten gatunek reprezentujących to nic innego jak zwykła rozrywka, z naciągana fabułą, naginanymi na wszelkie sposoby faktami, sztampowym do bólu szkicem postaci i obowiązkowym tandetnym psychologicznym jądrem. Tyle, że to ambitne z założenia sedno wokół którego budowana akcja to bardziej jądro ciemności, niż creme de la creme. Tą grupę niestety obraz absolutnie nieznanego mi argentyńskiego reżysera reprezentuje. Szczegóły jak treść i slogan reklamowy głosi powinny być jego atutem, w rzeczywistości one do rzemieślniczej produkcji efekt całościowy sprowadzają. Wszystko jest ze wszech miar konwencjonalne, w żadnym detalu ponad poziom poprawny nie wyrastające. Miało być niemal naukowo, a główny bohater jako ekspert z trudną osobowością, analitycznym umysłem i rzecz jasna zagmatwaną biografią miał wzbudzać sympatię i wyrozumiałość. Miał, próbował - bezskutecznie! Dodatkowo kiedy finał z domysłami mnie porzucił, jedno mnie już tylko zastanawia - czy twórcy tak się pogubili, że bardziej zgrabnie i dosłownie nie potrafili syntezy przeprowadzić. Chyba, że ja niczym ta startowa refleksja - zbyt prosty (nie prostacki) oczywiście jestem. ;) :)
P.S. Szczęśliwie rozczarowanie nie było aż nadto brutalne, a mogło być gorzej - ja sobie w założeniach z Sekretem jej oczu ten tytuł zestawiałem. W porę jednak ktoś mnie przed seansem po części na ziemie sprowadził. Nauka z tego też taka, że kina o egzotycznym pochodzeniu nie należy oceniać po tak fragmentarycznej autopsji jaką za sprawą Sekretu przeprowadziłem. Ten sam aktor to będzie równie wielkie przeżycie, naiwnie zakładałem. Sam nie wierzę jakim tępym ignorantem się okazałem. ;) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz