Będzie jednocześnie w miarę obiektywnie i do bólu
subiektywnie, tak na dwa fronty – w dwóch odsłonach rzecz jasna. Perspektywa
pierwsza, na Bloodstone & Diamonds zapisane klasyczne
współczesne oblicze Machine Head, co znaczy, że jest pompatycznie, dynamicznie,
agresywnie i mrocznie. Jest żywioł, są rozbuchane, pękate, niemal orkiestrowe
aranżacje. Jest moc, względnie brutalne mięcho, ale i nieco kiczowata
emocjonalność miałkiego sortu. Jest przebojowo, ale i galopada na starą
thrashową modłę się zdarza, technicznie wymagająco, kompozytorsko z
doświadczeniem, pomysłem i finezją. Dla oddanego fana bez wątpienia
satysfakcjonujący lub nawet porywający to finalnie produkt, ale ja już
fanem siebie nie spostrzegam, stąd teraz z drugiej perspektywy być musi.
Niestety ludzkie sympatie bywają nietrwałe, kredyty zaufania się wyczerpują lub
same fascynacje ulegają przeobrażeniom. To też się właśnie mnie ostatnio przydarzyło, choć
proces ten miał charakter postępowy i ten dzisiejszy efekt nie jest wynikiem
wyłącznie odsłuchu Bloodstone & Diamonds. Po ożywczym restarcie
za sprawą Through the Ashes of Empire jeszcze The Blackening ten efekt
świeżości utrzymał, ale już Unto the Locust oznaki zjadania własnego ogona
dawał i finalnie z perspektywy kilku lat pomimo swojego profesjonalnego sznytu
znudził zwyczajnie. Dodatkowo mój permanentny zjazd w stronę bardziej rockowego
niźli metalowego muzycznego oblicza, nie ułatwił sprawy ekipie Robba Flynna.
Już obecnie nie kręci mnie tak intensywnie stylistyka jaką Machine Head czy im podobne
formacje firmują – drzewiej inaczej było to i moje spojrzenie oczywiście
bardziej przychylne przez to być mogło. Pomimo jednak swoich powyższych
doświadczeń i wątpliwości nie ma mowy bym napisał, że to przeciętna grupa, bo
nie tylko za nimi zacna historia stoi, ale i współcześnie już od
albumów kilku poziom wysoki utrzymują, ponad konkurencją dumnie się wznosząc.
Za to ich szanuję i sentymentem będę nadal darzył, chociaż już tylko i
wyłącznie incydentalnie po ich krążki zamierzam sięgać.
P.S. Jedna jeszcze uwaga. To jakiś wyższy stopień megalomanii Flynna by na co by nie napisać thrashowy album ponad siedemdziesiąt minut muzyki ładować - co za dużo to i świnia nie zeżre jak klasyk mawiał. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz