Jakby to krótko slangiem podsumować i w
wyraźnie szczeniackim przypływie ekscytacji werbalnie stan po seansie określić? :) Takie
klasyczne hollywoodzkie kryminalne kino zdefiniować, co od początku wkręca,
łapie za mordę, trzyma w uścisku i nie puszcza aż do finału. Jest mroczne i
tajemnicze, dynamiczne i konkretne, bez ściemy i miałkiego filozofowania.
Twarde, bezpośrednie, lecz nie prostackie, bez skomplikowanej psychologicznej
gry czy sztucznej napinki. Jednak by nie popadać w skrajne zachwyty sporo w nim
przerabianych od lat klisz w rodzaju uzależnienia od alkoholu, traumy co
osobowość zmienia, głębokiej izolacji czy próby odbicia się od dna. Bo bohater to
taki typowy przykład wszystkich cech, co mściciela konstytuują, takiego
sprawiedliwego typa który sporo za uszami posiada ze słabościami walczy, a winy
próbuje odkupić. Może to mój chwilowy (wiem to już z pewnością) nadmierny
entuzjazm wywołany brakiem ostatnio tego rodzaju produkcji, która by
usatysfakcjonowała. Może nad wyraz mocno cieszy, że Liam Neeson trafnie dobrał
rolę i kreując twardziela w końcu nie wywołuje u mnie uśmieszku politowania. Tak, właśnie - jedno i drugie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz