Zaskoczenie
to mało, bo premierowo zapuszczając Verses of Steel niemal pod siebie z wrażenia
zrobiłem! Nareszcie kwasożłopy materiał na światowym poziomie spłodzili, pomyślałem sobie.
Niby z tym charakterystycznym dla nich feelingiem, a jednak tak cholernie różny
od wszelkich wcześniejszych prób, czy to bycia jajcarskimi, trendziarskimi, ambitnymi czy najbardziej klasycznymi z klasycznych. Nowa to jakość z tradycyjnych składników
uważona, intensywny napar woniący jabcokowym kwasem, ale o mocy przewyższającej
potencjał wszystkich dotychczasowych, bo z taką wyobraźnią zaaranżowany i takim
pierdolnięciem zagrany, że kapcie spadają. Otwarcie tego mózgojeba naraża delikwenta na kontakt z takimi
bezpośrednimi petardami jak (że tylko kilka wymienię by sztucznie tekstu nie rozwlekać) In a Black Sail
Wrapped, Swallow the Needle, surowymi i kombinowanymi jednocześnie Meltdown of
Sanctity czy Red Shining Fur. Od nich w bani się kotłuje, zawroty łba bonusowo dostaje, a mimo
to energii amatorowi trunku na bazie siarki zamiast ubywać to wbrew naturze
przybywa. To właśnie tajemnica stalowych wersetów, że materiał ten dosłownie
eksploduje, a podmuch ognisty nim zainicjowany zmiata wszystko wokół. Będę ja
uparcie tezę promował, że architektem tej jakościowej przemiany Aleksander Mendyk, a
jego nagły zgon, zgonem szans na powtórzenie takiego materiału. Jak przy okazji
refleksji wokół La Part Du Diable czy 25 Cents For a Riff pisałem – nie
sięgnęli na tych krążkach nawet połowicznie poziomu Verses, a ja nie mam już
złudzeń, że kiedyś znów zmoczę się z podniecenia, premierowy materiał Acid
Drinkers przesłuchując. Chcę się kurwa MYLIĆ!
P.S.
We Died Before We Start to Live – jak to proroczo obecnie zabrzmiało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz