Co
ja będę próbował oryginalnością błysnąć, maluczki jestem i tyle! Przy okazji jubileuszu, klęknę więc
przed obliczem tej filmowej ikony i jednym tchem z pokorą i szacunkiem wymienię
chociaż część jej wyjątkowych walorów. :) Ezekiel 25-17, przypadkowy strzał w
wozie bo wyboje były, hash bary i soczysty whopper, masaż stóp, a intymne
lizanko, konkurs taneczny, Marsellus Wallace i czarnuchy, Jimmy i żona w typie
histerycznym, monolog Vincenta przed lustrem o moralności i lojalności, Wolfe który rozwiązuje problemy, Zed i jego hobby, Pokrak słodziutki, Butch i rurka z
kremem, adrenalina w serducho, zblazowany Lance i żona księżniczka piercingu
jak i historia z zegarkiem w dupie. Mało? To trzeba jeszcze zaznaczyć, że
genialnie skonstruowane postaci i błyskotliwe dialogi wsparte niezwykle inteligentnie
autorsko modelowaną formą, muzyką porywającą i aktorskim kunsztem. Wielopłaszczyznowy
majstersztyk, z atrakcyjną fasadą i głębokim tłem do interpretacyjnego teoretyzowania. Z
detaliczną precyzją i niczym nie ograniczoną twórczą inwencją, mrugnięciem
okiem i śmiertelną powagą w jednym. Bo to opus magnum mistrza Tarantino, crème de la crème w jego bogatej filmografii. Coś tak wyjątkowego, że dech zapiera i
w fotel wgniata, kultem niemal natychmiast zostaje otoczone i w popkulturę
wrasta. Te korzenie dwadzieścia lat temu bardzo głęboko zostały zapuszczone i nie ma
bata, na dekady stały się wzorcem doskonałości. Przesadzam? Za kolejne
dwadzieścia lat mi rację przyznacie – nie ma w historii ambitnego kina bardziej
rozpoznawalnego obrazu! Idealny przykład jak pogodzić sukces komercyjny z tym
artystycznym. Z bezkształtnej masy porządek rzeczy zrodzony, gdzie jego moc
sprawcza? Zbieg okoliczności, los ślepy, przeznaczenie czy plan Boży tym
wszystkim kieruje? To tak na koniec tytułem analizy treści i źródła geniuszu Tarantino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz