Ostatni film Jamesa
Gray’a, który szczególnie na moje uznanie zasłużył, to był Own the Night z roku
2007-ego, bowiem The Immigrant i tym bardziej The Lost City of Z pomimo
realizacyjnej perfekcji i przede wszystkim wizualnej urody nie miały mi do
zaoferowania tego, co akurat obecnie najnowsza produkcja bezdyskusyjnie posiada.
Mówię o wspaniałej emocjonalnej uczcie w okolicznościach fantastycznej, wybornie
stylizowanej przygody, której od tego akurat autora absolutnie się nie
spodziewałem. Ponadto takie science fiction to ja rozumiem i do własnego
serduszka stęsknionego za kameralnym kinem osadzonym pośród gwiazd przytulam. Bo rad
jestem ogromnie z efektu pracy Gray’a, gdyż jej wynikiem hipnotyzująca obrazem i
intymną optyką podróż poprzez galaktyki do własnego wnętrza. Na poziomie dźwięku i obrazu ekscytująca, analitycznie wdzięczna i do autorskiego rozbijania treści na atomy zachęcająca, choć
w żadnym stopniu odkrywcza - filozoficzna (w kosmicznej otchłani) i
psychologiczna (w duszy bohatera) pasjonująca rozprawa. Pewnie jak wielu trafnie zauważy
niepozbawiona też dziur logicznych i jak to w kinie amerykańskim szerokim
gestem przypisywania bohaterowi cech wręcz nadludzkich - kiedy zbyt swobodnie
fika te koziołki w przestrzeni i fikając je zawsze trafia tam gdzie trafić
powinien. :) Ale to tylko takie marginalne czepialstwo, kiedy zasadniczo te
wszystkie wady to nic nieznaczące niedociągnięcia tła, bowiem tutaj liczy się coś
zupełnie innego. Pierwszy plan to właśnie doskonała, czerpiąca pełnymi
garściami z głównego wątku Czasu Apokalipsy Coppoli i nawiązująca też
naturalnie do filozofii kina Kubricka, rezonująca intensywnie metaforyczna
refleksja i genialne, godne licznych nagród mimiczne aktorstwo Pitta. Cała gama
uczuć została teoretycznie celująco, praktycznie minimalistycznie i mimo to sugestywnie odegrana, w tym kluczowa
wewnętrzna szarpanina tłumiona koniecznością ustawicznego zawodowego panowania nad odruchami. Tkwi w tej historii tajemnica i zarówno ona w utrzymującym napięcie scenariuszu, jak i w sposobie oddziaływania na widza. Szczerze, gdybym oparł się wyłącznie na racjonalnej płaszczyźnie mógłbym śmiało wypunktować wady. Jednak nie potrafię po odbyciu tego lotu zejść na ziemię i tylko orbituje z dystansem wokół jej słabości skupiając się na jej ulotnym właściwym wymiarze ideowo-medytacyjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz