Nie mam tak w stu
procentach przekonania, w czym tu widzę zasadniczy problem. Czy on może tkwi u
podstawy, że to obraz formalnie tak mocno przywiązany do klasycznych ram
filmowej biografii, graniczącej z hagiografią i w dodatku sprowadzającej sedno do drętwego roztrząsania newralgicznych życiowych momentów jej bohatera? Może jednak na nieco krytyczny, a na pewno mało
zaangażowany odbiór wpłynął zwykły splot okoliczności, powiązany z sytuacją, iż tak niedawno temu oglądałem
Czas mroku, czyli obraz w zasadzie sprowadzający się do wykorzystania tego
samego wątku, ale nieco bardziej atrakcyjnie dla oka fabularnie i zwłaszcza wizualnie zaaranżowanego.
Chyba że u podstaw braku zachwytu leży fakt tak oczywisty, że to film Jonathana
Teplitzky’ego, który jako reżyser konserwatywny nie zwykł w swoich obrazach
kombinować dla zwiększenia ekscytującego potencjału.?A może właściwie to
problemu brak, a ja na siłę szukam dziury w całym czepiające się złośliwie. ;) Na korzyść ekipy zaangażowanej w pracę bezdyskusyjnie przemawia bardzo dobra rola Briana
Coxa, wyraźnie jednak bliźniacza z tą Oldmana kreacją, mimo że bardziej intymna i z mniej wyeksponowaną charakteryzacją oraz skupienie się właśnie na kwestii merytorycznej sprowadzonej do emocji
Premiera Zjednoczonego Królestwa w obliczu odpowiedzialności i strachu potęgowanego
przeszłymi wojennym doświadczeniami oraz poczuciem winy chroniącym zmęczonego
przywódcę przed kolejnymi wyrzutami sumienia. Minusem natomiast (który trzeba z
wyrozumiałością przyjąć) nieuniknione w tego rodzaju filmowej estetyce szarżowanie
patosem i egzaltacji poziomem trudnym do zniesienia – dla usprawiedliwienia
jednakże dodam, iż podkreślającym zasadnie rangę chwili oraz bilans kosztów w
sensie poświęcenia młodego życia na krwawym polu bitwy. Dobrze jednak, że dla utrzymania równowagi
autentyzm zachowań nie jest aż tak teatralny jakby być mógł, gdyby reżyser zdecydowanie przekroczył
granice dobrego smaku i wszedł na terytorium pretensjonalnej tandety i co najważniejsze
psychologiczne uwarunkowania nie dają powodów aby rugać przez pryzmat irytującej posągowości postaci. Churchill w ujęciu Teplitzky'ego to człowiek z krwi
i kości – żaden wyłącznie charyzmatyczny mąż stanu, ale prócz nadanych przez historię cech twardego
zawodnika, także pełen wątpliwości staruszek wsparty na fundamencie asystującej troskliwej i wyrozumiałej małżonki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz