Bezdyskusyjnie duży
plus (dodatni) za zdjęcia i całkiem spory (równie dodatni ;)) za klimat, który
świetne operatorskie oko Marcina Koszałki kreuje (na zawsze mam wtłoczone w pamięć, że
to ten sam człowiek z krótkometrażowego dokumentu Takiego pięknego syna
urodziłam). Ponadto wyraźny plus za ten surowy depresyjny charakter i poprawną
grę aktorską - nie wiem jednak czy oddającą autentyzm rozpisanych postaci jeden do
jednego, ale to co się w mój łeb jako wartość wryło, to jedynie zasługa Koszałki i właśnie obsady.
Te wszystkie żyjące w biedzie i beznadziei, na granicy lub w głębokiej
patologii postaci (Roma Gąsiorowska i popielniczka z lalki Barbie level master)
miały swoją siłę oddziaływania, ale i z drugiej mańki liczne też zbytnio kozaczyły
karykaturalną pozą (faworyta nie mam, bo konkurencja bogata była) – z pewnością na wyraźne życzenie reżysera i
pod dyktando scenariusza na podstawie powieści Joanny Bator. Natomiast jako
kwestie względnie dyskusyjną (stąd może być to plus ujemny, lub minus dodatni)
rozpatrywać należy to wszystko, co spowodowało że najnowszy film Lankosza
zebrał dość krytyczne, a na pewno niespodziewane mało entuzjastycznie opinie. Całe
to horrorowate naznaczenie, oniryczna baśniowość kojarząca się dzięki dobrej
woli z największym dziełem Guillermo Del Toro, czy ukierunkowanie na kryminał
skandynawski ma swój urok, ale tylko teoretycznie, bowiem Lankosz (a może już
Bator) mocno przeszarżował z natłokiem wątków i ekspozycją mocno
kontrowersyjnych scen. Co rzuciło się jeszcze w oczy i przyniosło skojarzenia podczas strasznie ciężkiego i od połowy śmiertelnie nużącego seansu? Tej intensywnie stylizowanej, zeschizowanej groteskowo niestety
i brutalnie surowej historii, to w zasadzie tylko charakterystyczne dla stylu
Lankosza filmowanie w kierunku teatralnego Rewersu. Wyszło właśnie tak pod
zamysł spektaklu odegranego w szerszych lokacjach wychodzących poza kameralne
cztery ściany. Itd... itp.... A na maksa wprost - ludzie jak to Lankosz spieprzył! Albo zwyczajnie zrobił człowiek,
co zrobić mógł z tak potwornie przeszarżowaną fabułą.
P.S. Nie wiem (mam
opory by się jeszcze jedną myślą podzielić) - może strasznie błądzę i na gniew
koneserów polskiego kina się narażę, ale dostrzegam tutaj, może nie inspiracje
merytoryczną, ale jakieś w ogólnej wizualnej formule (te barwy neonowe) nawiązanie do klasyki spod
znaku Sanatorium pod klepsydrą. Wykrztusiłem i teraz mam stracha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz