O Jezusie, co to za
zapomniane przez twojego ojca miejsce! Betonowe blokowisko tuż nad brzegiem
morza, zamieszkane przez zmarginalizowaną garstkę funkcjonującą według prostego,
brutalnego kodeksu i terroryzowaną ustawicznie przez potężnego nieposkromionego
troglodytę z potwornym apetytem na narkotyki i przemoc. W tych smutnych i
przerażających beznadzieją okolicznościach umieścił Matteo Garrone dwóch głównych bohaterów, którzy symbolizują głęboko zakorzenione w ludzkiej psychice atawistyczne
zachowania. Jeden dominującą barbarzyńską siłę, drugi wobec niej uległość – ale nie ta dychotomia bezpośrednio zdaje się być tutaj kluczem
do zrozumienia sensu tej surowej opowieści, przekornie tylko sprowadzonej do przetrwania. W tej
pozornie prymitywnej i znaczeniowo głęboko metaforycznej relacji najistotniejszym
jest brak oczywistości. Przecież pytanie jest wyraźne - kto tutaj kogo trzyma na smyczy, a dokładnie jakimi
działaniami można uzyskać przewagę? W tej przewrotności właśnie dostrzegam geniusz myśli
Garrone, że we względnej prostocie formalnej (z użyciem skromnych środków budżetowych), przemycił problematykę o złożonej naturze oraz
pod odpychającą fasadą skrył dla widza inteligentnego rozbudowaną
psychologicznie historię postaci oraz w jej tragicznych i skomplikowanych aksjologicznie losach zawarł piękno prostych ludzkich odruchów, z troską jako tą właśnie newralgiczną. Ponadto w mistrzowski sposób dobrał obsadę i zainspirował
ją do uzyskania wysokiego poziomu autentyzmu - gromkie, absolutnie nieprzesadzone oklaski dla Marcello Fonte i Edoardo Pesce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz