Film skromny i arcyciekawy - bo nie korzystający z wielkiej machiny produkcyjnej, bo błyskotliwie skupiony na meritum i bez
fanfaronady podnoszący w pomysłowej formule ważny temat. Obraz dość niekonwencjonalny i szlachetny, z wydźwiękiem o
budującej etycznie wartości emocjonalnej. Ponadto kapitalnie zagrany i nawet jeśli ktoś się czepi, iż Sally
Hawkins po raz kolejny gra dość osobliwą rolę (Maudie, The Shape of Water), to tutaj w równie przekonujący o autentyczności
sposób ukazuje jej niuanse, uciekając od pozornego podobieństwa. Pomysł, klimat oraz aktorskie kreacje to jedno, ale one równorzędnie wspaniale skojarzone z operatorskim
okiem, a ujęcia i zdjęcia oraz scenografia potrafią urzec nie mniej niż inne
walory Eternal Beauty. W moim przekonaniu Craig Robert nakręcił obraz szczerze wzruszający, ale też
intrygujący i pod względem podstawowych segmentów warsztatowej sztuki chyba kompletny. W nim bez obciążenia plecakiem ze stereotypami i uprzedzeniami wchodzi dynamicznie w świat depresji, schizofrenii, splątań i urojeń. Tworzy momentami przerażający, chwilami pobudzająco
groteskowy, ale przede wszystkim ciepły dramat. Dramat poruszający demonizowaną problematykę
natury psychicznej, u której podstawy w tym przypadku tkwi nie jedna trauma bohaterki, a współistniejące
zaburzenia w relacjach z otoczeniem oraz ostatecznie pogrążające ją w permanentnym rozczepieniu (co myśli, robi i czuje) wieloletnie
metody leczenia (z elektrowstrząsami na czele), smutnych refleksji, usprawiedliwionej złości i współczucia u widza nie szczędzą. Agresywna farmakologia i systematyczne
konsekwentne izolowanie w warunkach skrajnego osamotnienia w świecie
wewnętrznego koszmaru poczyniły gigantyczne w psychice spustoszenia. Nikt i nic jej już prostej równowagi nie zwróci, a wszelakie błędy i zaniechania
przypieczętowały los całej rodziny. Wszyscy stali się bezpośrednimi lub
pośrednim ofiarami stanu Jane. Mimo wszystko ona sama w
ten koszmar wpuszcza nieco światła, dzięki czemu zachmurzone niebo potrafi się przejaśnić
i odsłonić odrobinę błękitu. Poetycko pięknie i przewrotnie sobie to mnie dotychczas znany z roli u Richarda Ayoade (Submarine) Craig Roberts wymyślił. Będę tą obiecującą karierę obserwował, a Eternal Beauty jako zadanie obowiązkowe otwartym umysłom i po prostu dobrym ludziom polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz