Powrót to po kilku latach do tytułu, który w pamięci się odłożył, jednak natłok innych wyrazistych produkcji nie pozwolił tak żywo zachować wszystkich związanych z nim refleksji. Stąd fajnie że nadarzyła się okazja do odświeżenia, a bezpośrednia sprężyna by to uczynić tkwiła w drugim już obrazie autorstwa Craiga Robertsa, grającego w filmie Richarda Ayoade główną rolę. Nazwisko Robertsa wtedy jeszcze anonimowe, teraz już odcisnęło swój w świadomości mej ślad, gdyż tegoroczny Eternal Beauty okazał się dziełem wyjątkowym, a wcześniejszą, sprzed już 10 lat kreacją dał się poznać także jako świetnie rokujący młody aktor. Że tak napiszę barwnie "cierpienia mentalne młodego intelektualisty", to film zarówno oryginalnie narracyjne i wizualnie opowiedziany, ale też głęboko przesłaniem i treścią istotną penetrujący obszary mojego zawodowego wychowawczego zainteresowania. Dorastanie i spostrzeganie rzeczywistości z punktu widzenia niebanalnej osobowości Olivera Tate’a (jego tak samo uroczo przeintelektualizowane, jak i irytujące dzielenia włosa na czworo), inaczej dość mroczne, a na pewno dalekie od bajkowej teorii dojrzewanie psychiczne i niełatwe odnajdywanie się nadwrażliwego młodzieńca w społecznych relacjach z rówieśnikami, osadzone jak można się domyślić w kontekście angielskich realiów lat 80-ych jest wdzięczną balladą o fakturze montażowej „sklejki”, lecz mimo pogoni za efektem wizualnym bardzo spójnym i co kluczowe z puentą - w sensie dość przewidywalnym, lecz względnie otwartym interpretacyjnie morałem. Stąd staram się jak mogę używając może zawiłych komplementów zachęcić do seansu, pomimo iż w takiej formule sprzedawane okołomiłosne perypetie nastolatka są dalekie od maksymalnie rozrywkowego charakteru mega hiciarskiej formuły American Pie - której moi rówieśnicy w większości do dzisiaj pozostają sentymentalnymi, czasem o zgrozo też mentalnymi fanami. Innymi słowy zachęcam przy okazji do obejrzenia Eternal Beauty i polecam Submarine tym którzy dojrzeli, ciesząc się że na ile było możliwe jest to film odległy od jajcarstwa debiutanckiego blockbustera Chrisa Weitza.
P.S. Akcja toczy się ospale, emocje w młodych duszach pulsują, a w tle od czasu do czasu rozbrzmiewa głos Alexa Turnera - dla niewtajemniczonych wokalisty Arctic Monkeys. Musiałem się pochwalić, że dostrzegłem, że rozpoznałem. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz