Netflix wraz z rozentuzjazmowaną społecznością internetową gorąco poleca i nie jest to akurat rekomendacja na wyrost, gdyż ta opowieść z niezwykle gęstym klimatem oparta na noweli Donalda Raya Pollocka, zdecydowanie zasługuje na tak intensywną promocję. Nie wychodząc poza ramy gatunkowe, jak i nie posiłkując się nader oryginalnymi trikami, nie bardzo chyba znany dotychczas Antonio Campos zekranizował tą przypowieść na zlecenie przybierającego wciąż na sile lidera rynku produkcji omijających kinowe sale. Wprost na kanapę włazi reżyser ze świetnie przemyślana i popartą argumentami tezą Pollocka i mimo, że wykorzystanym uzasadnieniom brakuje błyskotliwości geniuszu, to trudno im odmówić twardych fundamentów i rzetelności. Strach przed wyimaginowanym bożym gniewem, bezradność wobec zdarzeń o charakterze losowym, zakorzeniona w ludzkiej naturze skłonność do przemocy oraz jeszcze kilka innych traum i obłędów, to kapitalne pożywki dla zła jakie człowiek na tej ziemi sieję i krzywd jakie bliźnim wyrządza. Żarliwa religijna wiara, tudzież głęboka wiara cynicznie symulowana, pod lupą D.R. Pollocka przeobrażająca się nie wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych w makabryczne odruchy i czyny – oczekiwania i pretensje. A to przecież jasne, że nie Bóg zawodzi, a raczej zdrowe zmysły człowieka zawodzą, prowadząc do bram mitycznego piekła. Podążając za doświadczonym ciężkim życiem głównego bohatera i okrutnym losem jaki go od dzieciństwa prześladuje, to w otaczających go ludzkich postawach dostrzegamy „diabła wcielonego”, a jego samego spostrzegamy jako postać, która niejako walcząc z demonami sama musi uważać, by demonem się nie stać. Wszak okoliczności zmuszają go do działań zbliżających do granicy poza którą jest już tylko nienawiść i zemsta za wszelką cenę. Natłok nieszczęść i skurwysyństwa jest tu porażający, a postaci kręcą się w kółko, brodząc wciąż w tej samej sadzawce przypadków i zbiegów okoliczności. Jest tych nieco naciąganych powikłań od groma, lecz one mimo wrażenia przytłoczenia nie podważają racjonalności forsowanego przesłania, którego z pewnością nie zrozumieją, tym bardziej nie podzielą fanatycy.
P.S. To nie wszystko i wszystko też nie znajdzie się w postscriptum, bowiem sporo więcej niż te kilka zdań do myślenia The Devil All the Time daje. Podam tu tylko jeszcze jeden argument dopingujący do tytułu sprawdzenia, a jest nim walor zawarty w kapitalnie przeprowadzonym castingu i efektownie dobranym aktorskim gwiazdom, tworzącym obsadę składającą się większości z doskonale zapowiadających się wciąż jeszcze czeladników, którzy dali się w ostatnim czasie od najlepszej warsztatowej strony zauważyć. Pośród nich największą rozpierduchę jednak już okrzepły Robert Pattinson czyni i mnie akurat nawet w minimalnym stopniu swoim mimicznym potencjałem nie zaskakuje. Wiedziałem już od jakiegoś czasu, że jest to aktor fenomenalny, potrafiący rzucić o glebę szaloną szarżą. Aktorem który zagra postać przesiąkniętą oślizgłym złem tak sugestywnie, że aż chce się „dać jej w mordę”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz