Wspomnę teraz (i nie jest to akurat mój pierwszy tekst) o grupie, która dekadę temu z niemałym impetem wbiła się na intensywnie eksploatowaną moją playlistę, razem z falą retro rockowej ofensywy, trwającej dla mojej uciechy w okrojonej lecz wciąż ciekawej wersji aż do dzisiaj. The Crystal Caravan wraz z Against the Rising Tide stał się w maksymalnie subiektywnej opinii piszącego z miejsca jednym z liderów odmłodzonej retro sceny, lecz niestety po nagraniu kolejnej płyty zamilkł na dobre, a przez to iż na bieżąco przestał o sobie przypominać doprowadził niechybnie do fatalnego skutku jakim zepchnięcie nazwy na margines. Oczywiście jakość prima sort twórczości The Crystal Caravan wówczas przed dziesięcioma laty, jak i obecnie kiedy odświeżam właśnie okrojoną dyskografię nie zasłużyła na zaginięcie w niepamięci, stąd bez zbędnej gadanino-pisaniny podejmuję próbę zainteresowania nazwą wszystkich którzy klasyczne nazwy począwszy od legendarnych The Doors, a kończąc na prawie równie kultowych Jefferson Airplane z silnym biciem serducha wspominają. Wiadomo, że zawartość Against the Rising Tide nie jest wprost kalką dorobku powyżej nazw wywołanych, ale w każdej z kompozycji sygnowanych logiem TCC bez problemu odnaleźć można ducha genialnego progresywnym szlifem podrasowanego hard rocka sprzed ćwierćwiecza i jeszcze sporo innych drobnych walorów, które klimatem nawiązują do czasów hipisowskiej rewolucji. W sumie aż głupio by było gdyby po tej mojej krótkiej wkrętce-gawędce miłośnicy retro brzmienia nie sprawdzili czym się tak podniecam. A wierzcie mi że warto się The Crystal Caravan zainteresować i nie pozwolić by płyty formacji uległy zapomnieniu, bowiem radość i pasja jaka płynie z ich albumów zawstydza wielu obecnych liderów retro trendu. Szkoda wielka, że cholera wie dlaczego słuch o The Crystal Caravan zaginął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz