sobota, 15 czerwca 2024

Dies Irae - The Sin War (2002)

 

Rozpocznę rymem! Tak jak fanem Vader z pierwszej dekady XXI wieku nie byłem, tak po wydaniu The Sin War Dies Irae czciłem. Przyznaję że legenda jaką zbudował Piotr Wiwczarek do mnie w sumie tak wprost nie trafiała, za to powiązany personalnie z jego dzieckiem Dies Irae w tym momencie momentalnie zaskarbił moją sympatię i wraz z wydanym w dwa lata później trzecim krążkiem kręcił się u mnie w stereo bardzo często, aż do czasu gdy z niewiadomych przyczyn kompletnie w sumie o nim zapomniałem. Pamięć o Dies Irae jakiś czas temu mi akurat wróciła, ale z różnych przyczyn nie było okazji aby nad wpierw The Sin War, a zakładam wkrótce potem też obowiązkowo nad Sculpture of Stone się pochylić. Bogate i niekoniecznie odpychające niewprawionych w boju niedzielnych fanów estetyki śmierć metalowej to jest death metalowe mielenie, ale tak sobie kombinuję, że ani ono skandynawskie ani wyspiarskie (mam na myśli rzecz jasna Albion) czy też tym bardziej jankeskie. Jakoby melodyjność nie sugerowała odrobinę konotacji w kierunku północnych wybrzeży Bałtyku, jak i też rytmiczna przebojowość polegająca na charakterystycznym bieganiu paluszków po gryfie nie wzbudzała odczucia obcowania z obliczem wszystkich tych bohaterów anglosaskich w rodzaju Bolt Thrower, tudzież wreszcie wycinane solówki nie przypominały tego co obecnie/ostatnio proponuje pochodzący przecież zza oceanu Immolation, to raz produkcja, a dwa całościowa formuła każe stwierdzić, iż Dies Irae na The Sin War jest najzwyczajniej najbardziej po prostu nasz, Polski! Mielą po swojemu i mielą swoje, a brzmienie jest także wypadkową uważam wszystkich tych wyżej wymienionych wpływów, ale ze sterylnością w objęciach możliwej do uzyskania na sprzęcie polskiego studia ograniczonej jednak potęgi. Gdybym tymczasem poszedł najkrótszą ze ścieżek i biorąc pod uwagę skład Dies Irae orzekł, iż to co uzyskano to było dokładnie w sensie uśrednienia to to, co dawały Dies Irae po części Vader, Sceptic i Devilyn. Ogólnie bez sensu jest to powyższe zestawianie, ale skoro taką drogę mi pisanie niemal automatyczne wskazało, to szkoda mi tekstu o wartości podświadomej analizy wygumkowywać i sobie taki jaki jest pozostawię, a nieco inaczej (bardziej w rzeczy samej), a być może i ciekawiej napiszę jak się zabiorę za odświeżanie Sculpture of Stone. Kiedyś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj