środa, 5 czerwca 2024

Drive-Away Dolls / Żegnajcie laleczki (2024) - Ethan Coen



Połowa coenowskiego duetu wbija z lesbijskim kinem drogi o ironicznym rozkminaniu nie tylko życia seksualnego (dildo  walce z hipokryzją), tyle że w nieco kreskówkowym wydaniu z gangsterami, dekapitacją oraz rzecz jasna z bardzo odjechanym poczuciem humoru. Rodzaj z wierzchu absurdalnej, formalnie kameralnej odysei na podstawie scenariusza Ethana i kogoś kto jest braciszków prawa ręką od montażu od wielu laty. Nie wiadomo czy zarys scenariusza to pomysł jego czy Tricii Cooke, skoro jednak młodszy z braci poświęcił czas i w dość skromnym wydaniu (bo pieniądza tu hollywoodzkiego nie czuć) zdecydował się pójść w projekt, musiał w nim widzieć dla wyrażenia swych przekonań potencjał, a co najmniej jakiś urok. Akurat efekt jaki uzyskano nie wzbudził entuzjazmu krytyki, ani chyba też statystycznego widza nie zachwycił, bo recenzje i oceny raczej do z dumą noszonej głowy Ethana nie zobowiązały, a wręcz przeciwnie jeśli naczytał się ów opinii i wziął je do siebie (nie wierzę :)), to ze zwieszonym łbem przysiadł zapewne na kanapie. Nie pocieszę zbytnio jednej drugiej nieraz docenianego tandemu, ale daje do zrozumienia, iż ja w tym urok dostrzegłem, nawet jeśli kojarząc się z lekka z Arizona Juniorem, znacznie skromniej i z mniejszą swadą, bowiem bez tej petardy w realizacji wypada, to w sumie „laleczki” są fajną jazdą bez zobowiązań, gdzie na przykład psychodeliczne marzenia senne oraz wiele sprośnych i dosadnych powodów do poczucia niesmaku dla konserwy, jaka jestem pewny najnowszym filmem Ethana się nie zainteresuje - zatem bez obaw. Może miała wyjść grubsza satyra - pastisz własnego stylu, który odbije się szerszym, a przynajmniej pozytywniej opiniowanym echem, bądź nie było jakichkolwiek oczekiwań i mistrzunio chciał zrobić film na pełnym luzie, odnoszący się do, a może wręcz świadomie podpierający się niedosłownymi ale autocytatami za symboliczne pieniążki. Jestem zaskoczony w sumie, bowiem nie należę do największych fanów tych najbardziej niepoważnych filmów Coenów i nie piałem z zachwytu po seansie na przykład Bracie gdzie jesteś? (a tu też czuć tenże), a jednak „laleczki” zdobyły moją sympatię, prawdopodobnie trafiły do mnie aktorsko (uważam że świetnie dziewczyny wypadły), a i grube dowcipasy oraz ten szlif kolażowy też fajny. Nie droczę się, nie jestem przekorny, chociaż lubię. :) Niech miłość ugryzie Was po prostu w dupę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj