Połowa
coenowskiego duetu wbija
z lesbijskim
kinem
drogi o ironicznym rozkminaniu nie tylko życia seksualnego (dildo walce z hipokryzją), tyle że
w nieco
kreskówkowym
wydaniu z gangsterami, dekapitacją
oraz rzecz jasna
z
bardzo odjechanym poczuciem
humoru. Rodzaj z wierzchu absurdalnej, formalnie kameralnej odysei na podstawie scenariusza Ethana i kogoś kto jest
braciszków prawa ręką od montażu od wielu laty. Nie wiadomo czy
zarys
scenariusza
to pomysł jego czy Tricii
Cooke,
skoro jednak
młodszy z braci
poświęcił czas i w dość skromnym wydaniu (bo pieniądza tu
hollywoodzkiego nie czuć) zdecydował
się pójść w projekt, musiał w nim widzieć dla wyrażenia swych przekonań potencjał, a co
najmniej jakiś urok.
Akurat
efekt jaki uzyskano nie wzbudził entuzjazmu krytyki, ani chyba też
statystycznego widza nie zachwycił, bo recenzje i oceny raczej do z
dumą noszonej głowy Ethana nie zobowiązały, a wręcz przeciwnie
jeśli naczytał się ów opinii i
wziął je do siebie (nie wierzę :)),
to ze zwieszonym łbem przysiadł zapewne na kanapie. Nie pocieszę
zbytnio jednej drugiej nieraz docenianego tandemu, ale daje do
zrozumienia, iż ja w tym urok dostrzegłem, nawet jeśli kojarząc
się z lekka z Arizona Juniorem, znacznie skromniej i z mniejszą swadą, bowiem bez tej
petardy w realizacji wypada, to w
sumie „laleczki”
są
fajną
jazdą
bez zobowiązań, gdzie na przykład
psychodeliczne marzenia senne oraz
wiele sprośnych
i dosadnych powodów do poczucia niesmaku dla konserwy, jaka jestem
pewny najnowszym filmem Ethana się nie zainteresuje - zatem bez obaw.
Może miała wyjść grubsza satyra - pastisz własnego stylu, który odbije się
szerszym, a przynajmniej pozytywniej opiniowanym echem, bądź nie
było jakichkolwiek oczekiwań i mistrzunio chciał zrobić film na
pełnym luzie, odnoszący się do, a może wręcz świadomie
podpierający się niedosłownymi ale autocytatami za symboliczne
pieniążki. Jestem zaskoczony w
sumie, bowiem nie należę do największych fanów tych najbardziej
niepoważnych filmów Coenów i nie piałem z zachwytu po seansie na
przykład Bracie gdzie jesteś? (a tu też czuć tenże), a jednak
„laleczki” zdobyły moją sympatię, prawdopodobnie trafiły do
mnie aktorsko (uważam że świetnie dziewczyny wypadły), a i grube dowcipasy oraz ten szlif kolażowy też fajny. Nie droczę się, nie jestem przekorny, chociaż lubię. :) Niech miłość ugryzie Was po prostu w dupę!
środa, 5 czerwca 2024
Drive-Away Dolls / Żegnajcie laleczki (2024) - Ethan Coen
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz