Z początku nie wzbudza sympatii, bo wychodzi od surowego obrazu dzielnicy raczej mało reprezentatywnej, a i postaci jakie kształtowane przez takie trudne warunki nie łatwo polubić od razu, gdy powierzchowność odrzuca przed głębszym ich poznaniem i tym samym doświadczeniem rodzaju dysonansu poznawczego. Najzwyczajniej, jak sobie zbudujesz przekonanie, to trzymasz się jego i raczej tylko przypadkowe zdarzenia o intensywnym zaskakującym wymiarze mogą coś w tej kwestii zdziałać. Silver Haze jednak nie jest przede wszystkim o społecznych gettach, bo one stanowią przygnębiające tło dla wraz z czasem (do czasu jednak, przez chwilę pisząc szczerze) dużo bardziej optymistycznego przesłania filmu Sachy Polak, sprowadzającego się pokrótce do analizowania syndromu totalnego zagubienia. Obrazu tak samo chłodno realistycznego jak i subtelnie marzycielskiego, gdzie tragedia wyjściowa, dramaty pomniejsze wynikające z konsekwencji, trauma wszczepiona na lata oraz brak w związku z tym wiary w siebie - odebraniem poczucia wartości. Także pretensje i pielęgnowana nienawiść będąca tarczą ochronną, izolacją przed przyjęciem zainteresowania na poziomie duchowym jak i paradoksalnie gigantyczną potrzebą bezwarunkowej akceptacji, jaka kluczem do samoakceptacji. O tym myślę jest ta zrazu odpychająca i innym razem przyciągająca subtelnością kameralna ballada o wszystkim powyższym, która w mgnieniu oka zmienia się niemal w psychologiczny dreszczowiec, by wrócić do artystycznych ilustracji harmonii i równowagi rozumianych jako szczęście. Podoba mi się ta zmieniająca się z czerni na biel konstrukcja, choć szarości życiowej i szarości postaw, czy osobowości trudno zrozumiałych, które podlegają ocenie nie brakuje i jestem pod wrażeniem jak doskonale scenariusz oparty został na wiarygodnych, bystrych obserwacjach bagna w jakim bohaterki żyją i niestety jakiego też same poniekąd autorkami, bo nie wszystko da się usprawiedliwić czy sprowadzić do wspólnego mianownika życiowego peszka. Nie jest łatwo, czasem jest tylko w miarę fajnie. W sumie jak się w używek świecie tonie, bądź jest się grubo straumatyzowanym i żyje się (k***a egzystuje, bo jakie to życie) po to by się zemścić, to wiadomo jak to się kończy. Dragi odbierają rozum, żółć zabija, upuszczenie jej niekoniecznie pomaga. Niecałe sto minut seansu, a tyle wiedzy o piekle życia z poturbowaną duszą i ciałem. Pozostaję pod wrażeniem! Trudno nie ulec, kiedy film potrafi wzruszyć, przerazić, a momentami i wku***ć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz